Zapraszam na nowe blogi :D. Postanowiłam pisać jeszcze o Dominiku i Mateuszu :P. Pojawia się również Kuba Rzeźniczak ;p
http://warszawska-milosc.blogspot.com/
A tutaj blog o Reusie :P
http://zyc-tylko-dla-ciebie.blogspot.com/
piątek, 24 maja 2013
Rozdział 32. Ostatni...
Po tygodniu wróciłam do domu, ale wcześniej wybaczyłam Moritzowi, nie potrafiłam żyć bez niego. Ten czas, który byliśmy razem robił swoje. Kochałam go i to się nie zmieniło...
♥ Kilka Lat później... ♥
Nasze życie znów nabrało sensu, Roman chodził już do liceum, związał się z Melanie, tworzyli razem bardzo ładną parę. Erik i Lea mieli już po 11 lat. W szkole szło im bardzo dobrze. Wszystko było jak w bajce. Teraz można było zakończyć wszystko słowami
" i żyli długo i szczęśliwie ... "
Siedziałam właśnie w salonie oglądając jakiś głupi film. Po chwili dołączył do mnie Moritz. Wtuliłam się w niego, Erika i Lea odrabiali lekcję w swoim pokoju, Roman wraz z Melanie siedzieli u niego w pokoju. Dziś była pierwsza rocznica młodych. Syn chciał, by wszystko było wyjątkowe. Kupił jej śliczny naszyjnik w kształcie serduszka. Romek na chwilę zszedł na dół po butelkę wody, ponieważ im się skończyła.
- Miśku i jak spodobał jej się ? - uśmiechnęłam się
- Tak, zakochała się w nim - odwzajemnił gest
- Pamiętaj, nie skrzywdź jej nigdy, bo Mario cię zabiję - zaśmiał się Mo
- Oj tato, przecież ją kocham i nigdy nie mam ochoty jej zostawiać - zaśmiał się i wrócił do pokoju
- Kto by pomyślał, że nasz synek zwiąże się z córką mojej najlepszej przyjaciółki - zaśmiałam się
- no my z Gotzem. Nie pamiętasz, jak razem z Omarem się o nią ganiali - wspominał
- tak, pamiętam - uśmiechnęłam się
♥ Roman ♥
Melanie była moją miłością od początku, kiedy ją poznałem. Kochałem ją, nie chciałem jej nigdy stracić. Wszystkie wolne chwilę spędzaliśmy razem we dwoje. To wychodziliśmy do kina, na imprezę z przyjaciółmi, to siedzieliśmy u mnie lub u niej. Rodzice akceptowali nasz związek i to było najważniejsze.
- Mel, kocham cię - uśmiechnąłem się i spojrzałem jej w oczy
- Jesteś słodki. Ja ciebie też misiu - pocałowała mnie...
A tu macie zdjęcie Melanie i Romana. Jedna dziewczyna mnie poprosiła, Angelika proszę ; > :
_______________________________________
Kuźwa no ; c . Nie chciałam kończyć jeszcze tego opowiadania, ale nie wiem już o czym tu pisać. Tak wiem zakończenie w moim wykonaniu jest masakryczne, ale to wiadomka, ponieważ nigdy nie potrafiłam kończyć :D. Dziękuję wam za czytanie tych wypocin. A zwłaszcza dziękuję:
- Mojej Pandzi za komentarze xd Sandro dziękuję, że czytasz te bzdury :D
- Ani Wielądek dziękuję ci za komentarze i również za czytanie tych wypocin <3.
I innym dziewczyną, które czytały tego bloga. Maja tobie też ♥ . Pamiętam jak się na mnie darłaś, że użyłam twojego imienia haha :P. Kocham was no <3 i zapraszam na następnego bloga, który będzie o Marco Reusie, tak jak głosowałyście.
~ http://zyc-tylko-dla-ciebie.blogspot.com/
♥ Kilka Lat później... ♥
Nasze życie znów nabrało sensu, Roman chodził już do liceum, związał się z Melanie, tworzyli razem bardzo ładną parę. Erik i Lea mieli już po 11 lat. W szkole szło im bardzo dobrze. Wszystko było jak w bajce. Teraz można było zakończyć wszystko słowami
" i żyli długo i szczęśliwie ... "
Siedziałam właśnie w salonie oglądając jakiś głupi film. Po chwili dołączył do mnie Moritz. Wtuliłam się w niego, Erika i Lea odrabiali lekcję w swoim pokoju, Roman wraz z Melanie siedzieli u niego w pokoju. Dziś była pierwsza rocznica młodych. Syn chciał, by wszystko było wyjątkowe. Kupił jej śliczny naszyjnik w kształcie serduszka. Romek na chwilę zszedł na dół po butelkę wody, ponieważ im się skończyła.
- Miśku i jak spodobał jej się ? - uśmiechnęłam się
- Tak, zakochała się w nim - odwzajemnił gest
- Pamiętaj, nie skrzywdź jej nigdy, bo Mario cię zabiję - zaśmiał się Mo
- Oj tato, przecież ją kocham i nigdy nie mam ochoty jej zostawiać - zaśmiał się i wrócił do pokoju
- Kto by pomyślał, że nasz synek zwiąże się z córką mojej najlepszej przyjaciółki - zaśmiałam się
- no my z Gotzem. Nie pamiętasz, jak razem z Omarem się o nią ganiali - wspominał
- tak, pamiętam - uśmiechnęłam się
♥ Roman ♥
Melanie była moją miłością od początku, kiedy ją poznałem. Kochałem ją, nie chciałem jej nigdy stracić. Wszystkie wolne chwilę spędzaliśmy razem we dwoje. To wychodziliśmy do kina, na imprezę z przyjaciółmi, to siedzieliśmy u mnie lub u niej. Rodzice akceptowali nasz związek i to było najważniejsze.
- Mel, kocham cię - uśmiechnąłem się i spojrzałem jej w oczy
- Jesteś słodki. Ja ciebie też misiu - pocałowała mnie...
***
_______________________________________
Kuźwa no ; c . Nie chciałam kończyć jeszcze tego opowiadania, ale nie wiem już o czym tu pisać. Tak wiem zakończenie w moim wykonaniu jest masakryczne, ale to wiadomka, ponieważ nigdy nie potrafiłam kończyć :D. Dziękuję wam za czytanie tych wypocin. A zwłaszcza dziękuję:
- Mojej Pandzi za komentarze xd Sandro dziękuję, że czytasz te bzdury :D
- Ani Wielądek dziękuję ci za komentarze i również za czytanie tych wypocin <3.
I innym dziewczyną, które czytały tego bloga. Maja tobie też ♥ . Pamiętam jak się na mnie darłaś, że użyłam twojego imienia haha :P. Kocham was no <3 i zapraszam na następnego bloga, który będzie o Marco Reusie, tak jak głosowałyście.
~ http://zyc-tylko-dla-ciebie.blogspot.com/
czwartek, 23 maja 2013
Rozdział 31.
Wstałem około 7 rano, nie mogłem dalej spać. Zjadłem szybko śniadanie, ubrałem się. Zamknąłem dom i pojechałem wprost do szpitala. Udałem się pod salę, w której leżała Majka, miałem nadzieję, że wszystko było dobrze. Lecz się pomyliłem, po całym jej pokoju biegali lekarze i pielęgniarki. To podłączali ją do jakiejś maszyny, to odliczali. Wystraszyłem się, do oczu napływały mi łzy. Próbowałem złapać jakiegoś lekarza, lub pielęgniarkę, ale nie udawało mi się. Odpowiadali tylko krótkim i stanowczym " proszę zapytać później..." Nie chciałem przeszkadzać, więc zapłakany usiadłem na krzesełku. Po piętnastu minutach wszystko się uspokoiło. Większa część personelu opuściła pokój, aż w końcu lekarz, który prowadził moją żonę wyszedł z sali.
- Przepraszam, co z Majką?
- Mieliśmy szczęście, pani Maja przestała oddychać, serce się zatrzymało. Ale szybko podjęliśmy reanimację i wszystko się udało. Pańska żona będzie żyć, organizm też bardzo dobrze przyjął krew. Jutro, albo jeszcze dziś wieczorem powinna się wybudzić.
- Dziękuję.
Serce podskoczyło mi do gardła, gdy usłyszałem, że jej serce stanęło. Na szczęście była pod bardzo dobrą opieką. Wszedłem do sali, i usiadłem na krzesełku. Jak zawsze chwyciłem mocno jej dłoń. Cała była w zielonych, lub białych kabelkach. Weronika powiedziała, że zajmą się dziećmi, więc nie musiałem się martwić. Tak i tak martwiłem się o moją ukochaną. Byliśmy ze sobą dziewięć lat, i musiałem wszystko spieprzyć. Chciałem wszystko naprawić, i miałem nadzieję, że ona mi na to pozwoli.
- Majuś, kochanie proszę obiecaj mi, że się nie poddasz, że jeszcze dziś się obudzisz. Jeśli nie będziesz chciała mnie widzieć zrozumiem, ale proszę cię tylko o jedno, nie zostawiaj nas...
Dziś pozwolono mi zostać u niej na noc, bardzo się ucieszyłem, ponieważ mogłem ją mieć cały czas na oku. Byłem zmęczony, na zegarku widniała godzina 4 nad ranem, jeszcze się nie obudziła. Oparłem głowę o jej nogi, nadal trzymając jej dłoń. Po chwili zasnąłem...
♥ Majka ♥
Zaczęłam otwierać oczy, czułam się słabo. Leżałam w sali szpitalnej, przypominałam sobie co się stało. A tak, Moritz z tą blondyną. Mieszkanie u Werki i Mario, podcięcie sobie żył.. Już wszystko wiedziałam. Chwilę później poczułam mocny uścisk mojej dłoni. Podniosłam lekko głowę i ujrzałam Moritza, śpiącego na moich nogach. Widać było, że był zmęczony. Postanowiłam go nie budzić, cieszyłam się, że był przy mnie. Tęskniłam za nim, mimo tego co zrobił. Byliśmy razem dziewięć lat, nie chciałam nikogo innego, chciałam tylko jego i moje małe diabełki. Jeśli chce, żebym mu wybaczyła musi się trochę postarać. Nie umiałam bez niego żyć więc postanowiłam mu wybaczyć. Spojrzałam na zegarek, była dopiero 5 nad ranem. Postanowiłam się jeszcze zdrzemnąć. Obudziłam się o 9, Moritz siedział przy łóżku, wpatrując się w podłogę, nadal trzymając moją dłoń. Lekko nią poruszyłam, jego głowa uniosła się momentalnie, na jego twarzy pojawił się ogromny szczery uśmiech.
- Kochanie, dziękuje - pocałował moją rękę
- Dlaczego nie wróciłeś na noc do domu, tylko spałeś tutaj, przecież tu jest niewygodnie.
- Chciałem być przy tobie, nie mam zamiaru cię już nigdy opuszczać.
- Moritz?
- Słucham myszko - spojrzał na mnie
- Przytul mnie proszę - po moich policzkach zaczęły spływać łzy
- Majuś, nie płacz, kocham cię. I przepraszam cię za tamto, nie panowałem nad sobą - wtuliłam się w niego
- To ja przepraszam, że próbowałam się zabić
- nie przepraszaj!, jesteś tylko moja i tak już pozostanie - pocałował mnie w głowę - Kocham cię!
- Ja ciebie też. Ale obiecaj, że nie zrobisz mi już czegoś takiego
- Obiecuje, już nigdy w życiu!
- a gdzie dzieci?
- u Weroniki i Mario
- mhm
- ale ty obiecaj mi jedno...
- co? - spojrzałam na niego
- nigdy, przenigdy więcej tak nie zrobisz!
- Obiecuję! - pocałowałam go
_______________________________________
Ech macie te flaki z olejem -,- . Pozdrawiam ;3
Sara i Łukasz kocham to ♥♥ * _* <33
środa, 22 maja 2013
Rozdział 30.
- CO?! - ręce zaczęły mi się trząść, z moich oczu popłynęły gorzkie łzy.
- Maja próbowała się zabić! - powtórzyła - przyjeżdżaj, szybko!
- Już jadę! - wybiegłem z domu, nawet go nie zamykając. Teraz liczyła się tylko ona. Nie obchodziło mnie czy nas okradną. Poczułem mocne ukłucie w sercu, jakbym stracił najważniejszą osobę w moim życiu. Na liczniku widniała prędkość 130 km/h. W tym momencie nie obchodziły mnie radary. Ważna była ona, co z nią. Czy w ogóle przeżyje. Bałem się cholernie, Maja była dla mnie wszystkim, moim sercerm, życiem. Sam żyłem tylko dla niej i dzieci. Nie wyobrażam sobie bez nich życia. A teraz moja ukochana leży w szpitalu, próbowała się zabić i to właśnie przeze mnie. Byłem idiotą, kochałem ją najmocniej na całym świecie, a zrobiłem jej takie coś. Nie wiedziałem, czy mi jeszcze wybaczy. Ale ja z niej nie zrezygnuje. Będę o nią walczył każdego dnia. Nie dam jej tak łatwo odejść, nigdy nie dam jej odejść. To był mój skarb, moja myszka. Z moich oczu nadal lały się łzy, ręce nadal nie mogły się uspokoić. W końcu mogłem ją stracić, a wtedy nie darowałbym sobie już tego. Po dziesięciu minutach byłem pod szpitalem, nie zamykając samochodu biegłem w stronę recepcji.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
- Przed chwilą przywieźli tutaj moją żonę. Maja Leitner
- a tak, pani Maja. Sala 107, musi pan wjechać na pierwsze piętro i skręcić w prawo, później prosto..
- Dziękuję
Pobiegłem schodami, nie mogłem czekać na windę, W końcu znalazłem pokój, w którym leżała. Zauważyłem zapłakaną Weronikę w ramionach Mario.
- Co z nią ? - powiedziałem przez łzy
- Jej stan jest stabilny, ale straciła bardzo dużo krwi. Muszą trzymać ją w śpiączce. Aż nie uzupełnią krwi.
- Boże!, to wszystko przeze mnie!. Jestem idiotą, przecież ona jest dla mnie wszystkim! - oparłem głowę o ścianę, zacząłem beczeć i walić w nią ręką...
- Ej, ej stary! Wszystko będzie dobrze zobaczysz!
- A gdzie dzieciaki?
- U Marco i Em
- kurwa mać...
- Ej Mo, wszystko będzie dobrze. Chodź tu! - Wtuliłem się w nią
- Idź do niej
- a mogę?
- na chwilę można
- dzięki
Wszedłem do sali, leżała na łóżku przykryta białą pościelą. Całą prawą rękę miała zabandażowaną była cała blada. Łzy znów zaczęły spływać mi po policzkach. Usiadłem na krzesełku obok jej łóżka. Chwyciłem jej dłoń i zacząłem płakać. Czułem się tak, jakbym stracił wszystko to co miałem...
- Proszę cię nie opuszczaj mnie teraz, dzieci. Jesteś dla najważniejsza, nie wyobrażam sobie zycia bez ciebie. Maja proszę, walcz, nie poddawaj się. Dzieci cię teraz potrzebują, ja też. Przeżyłem z toba wspaniałe chwilę, pamiętam jak się poznaliśmy, nasze wspólne wygłupy. Mój idiotyczny podryw, który okazał się pożyteczny, ponieważ mam cię teraz przy tobie. Myszko proszę... - pocałowałem jej rękę i znów beczałem
Do sali weszła pielęgniarka, która kazała mi na chwilę wyjść, ponieważ musi przygotować ją do badań. Usiadłem na krzesełku obok jej sali i schowałem twarz w dłonie. Życie legło mi w gruzach, moja żona walczyła właśnie o swoje życie, a ja nie mogłem nic z tym zrobić. Po trzech godzinach mogłem do niej wejść, siedziałem u niej do wieczora, płacząc. Aż w końcu pielęgniarka wyrzuciła mnie z sali i kazała jechać odpocząć, przespać się, najeść. Ale jak ja mogłem spać, nie wiedząc czy w ogóle przeżyje. Maja miała przez noc dostać krew, i jakby wszystko byłoby dobrze, mogła by się jutro obudzić. Ale nic nie wiadomo, teraz trzeba było tylko czekać i walczyć. Znów walczyć do samego końca...
_______________________________
Jeju przyznam się sama, że beczałam jak debil pisząc ten rozdział xd. Głosujcie z kim ma być następny blog ;3
Pytania? - http://ask.fm/Buniaaaaa
Komentujcie, wiele to dla mnie znaczy ; >
- Maja próbowała się zabić! - powtórzyła - przyjeżdżaj, szybko!
- Już jadę! - wybiegłem z domu, nawet go nie zamykając. Teraz liczyła się tylko ona. Nie obchodziło mnie czy nas okradną. Poczułem mocne ukłucie w sercu, jakbym stracił najważniejszą osobę w moim życiu. Na liczniku widniała prędkość 130 km/h. W tym momencie nie obchodziły mnie radary. Ważna była ona, co z nią. Czy w ogóle przeżyje. Bałem się cholernie, Maja była dla mnie wszystkim, moim sercerm, życiem. Sam żyłem tylko dla niej i dzieci. Nie wyobrażam sobie bez nich życia. A teraz moja ukochana leży w szpitalu, próbowała się zabić i to właśnie przeze mnie. Byłem idiotą, kochałem ją najmocniej na całym świecie, a zrobiłem jej takie coś. Nie wiedziałem, czy mi jeszcze wybaczy. Ale ja z niej nie zrezygnuje. Będę o nią walczył każdego dnia. Nie dam jej tak łatwo odejść, nigdy nie dam jej odejść. To był mój skarb, moja myszka. Z moich oczu nadal lały się łzy, ręce nadal nie mogły się uspokoić. W końcu mogłem ją stracić, a wtedy nie darowałbym sobie już tego. Po dziesięciu minutach byłem pod szpitalem, nie zamykając samochodu biegłem w stronę recepcji.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
- Przed chwilą przywieźli tutaj moją żonę. Maja Leitner
- a tak, pani Maja. Sala 107, musi pan wjechać na pierwsze piętro i skręcić w prawo, później prosto..
- Dziękuję
Pobiegłem schodami, nie mogłem czekać na windę, W końcu znalazłem pokój, w którym leżała. Zauważyłem zapłakaną Weronikę w ramionach Mario.
- Co z nią ? - powiedziałem przez łzy
- Jej stan jest stabilny, ale straciła bardzo dużo krwi. Muszą trzymać ją w śpiączce. Aż nie uzupełnią krwi.
- Boże!, to wszystko przeze mnie!. Jestem idiotą, przecież ona jest dla mnie wszystkim! - oparłem głowę o ścianę, zacząłem beczeć i walić w nią ręką...
- Ej, ej stary! Wszystko będzie dobrze zobaczysz!
- A gdzie dzieciaki?
- U Marco i Em
- kurwa mać...
- Ej Mo, wszystko będzie dobrze. Chodź tu! - Wtuliłem się w nią
- Idź do niej
- a mogę?
- na chwilę można
- dzięki
Wszedłem do sali, leżała na łóżku przykryta białą pościelą. Całą prawą rękę miała zabandażowaną była cała blada. Łzy znów zaczęły spływać mi po policzkach. Usiadłem na krzesełku obok jej łóżka. Chwyciłem jej dłoń i zacząłem płakać. Czułem się tak, jakbym stracił wszystko to co miałem...
- Proszę cię nie opuszczaj mnie teraz, dzieci. Jesteś dla najważniejsza, nie wyobrażam sobie zycia bez ciebie. Maja proszę, walcz, nie poddawaj się. Dzieci cię teraz potrzebują, ja też. Przeżyłem z toba wspaniałe chwilę, pamiętam jak się poznaliśmy, nasze wspólne wygłupy. Mój idiotyczny podryw, który okazał się pożyteczny, ponieważ mam cię teraz przy tobie. Myszko proszę... - pocałowałem jej rękę i znów beczałem
Do sali weszła pielęgniarka, która kazała mi na chwilę wyjść, ponieważ musi przygotować ją do badań. Usiadłem na krzesełku obok jej sali i schowałem twarz w dłonie. Życie legło mi w gruzach, moja żona walczyła właśnie o swoje życie, a ja nie mogłem nic z tym zrobić. Po trzech godzinach mogłem do niej wejść, siedziałem u niej do wieczora, płacząc. Aż w końcu pielęgniarka wyrzuciła mnie z sali i kazała jechać odpocząć, przespać się, najeść. Ale jak ja mogłem spać, nie wiedząc czy w ogóle przeżyje. Maja miała przez noc dostać krew, i jakby wszystko byłoby dobrze, mogła by się jutro obudzić. Ale nic nie wiadomo, teraz trzeba było tylko czekać i walczyć. Znów walczyć do samego końca...
_______________________________
Jeju przyznam się sama, że beczałam jak debil pisząc ten rozdział xd. Głosujcie z kim ma być następny blog ;3
Pytania? - http://ask.fm/Buniaaaaa
Komentujcie, wiele to dla mnie znaczy ; >
wtorek, 21 maja 2013
Rozdział 29.
Czułam się źle, mój kontakt z Moritzem się zmienił. Często nie było go w domu, znikał wieczorami nie mówiąc gdzie idzie. A ja ryczałam wieczorami po kątach, nie wytrzymywałam już psychicznie. Najbardziej cierpiały przez to dzieci. Roman często słyszał jak wieczorami płacze. Dziś było tak samo, znów go nie było. Znów siedziałam sama w pokoju i ryczałam oparta o ścianę.
- Mamusiu co się stało?
- Nic syneczku, idź spać jutro masz szkołę musisz się wyspać.
- Dobrze, ale nie płacz już proszę
- Okey Romuś, zmykaj do łóżeczka.
- Dobranoc
- Dobranoc misiaczku - ucałowałam go w głowę.
Żeby znów go nie obudzić poszłam na taras i usiadłam na schodach. Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam beczeć. Chwilę później zadzwonił mój telefon, spojrzałam na wyświetlacz, to była Weronika..
- Hej - próbowałam ukryć to, że płakałam
- Maja płakałaś?. Czekaj zaraz u ciebie będę.
- We - nie dokończyłam ponieważ się rozłączyła.
Świetnie, Werka się dowie, powie Moritzowi i będzie akcja. Wolałabym, żeby nikt się nie dowiedział. Przyjaciółka była u mnie po dziesięciu minutach. Zrobiłam jej herbatę i usiadłyśmy na tarasie. Mimo, że była już 22, ona musiała się dowiedzieć, co mi jest.
- Czemu płakałaś ?
- Moritz..
- Co znów zrobił, zabiję go!
- Znika wieczorami, wraca dopiero rano. Mijamy się tylko, w ogóle nie rozmawiamy, rzuci tylko głupie cześć i wychodzi. Szkoda mi dzieci, one najbardziej przez to cierpią.
- mhm - zaczęła coś podejrzewać - wszystko się ułoży zobaczysz
- Dziękuje, kochana jesteś. A Mario cię wypuścił o 22 z domu?
- Powiedziałam, że jadę do ciebie, nie miał wyjścia - uśmiechnęła się
Dziewczyna siedziała ze mną do 24. Później zmyła się do domu, przebrałam się w piżamę i poszłam spać.
♥ Moritz ♥
Wychodziłem wieczorami trenować, chciałem jak najszybciej wrócić do formy. Wracałem dopiero rano, cierpiała na tym moja relacja z Majką i dziećmi. Dziś akurat wyszedłem z chłopakami do klubu. Wypiliśmy już trochę procentów. Nie panowałem nad sobą, w pewnym momencie podeszła do mnie jakaś blondyna. Wyszliśmy przed klub i nie wiem dlaczego zacząłem się z nią całować. Przysięgałem sobie, że odłożę alkohol ale reszta mnie namawiała. Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej zachłanny. Dlaczego to zrobiłem sam nie wiem. Później wszystkiego żałowałem, modliłem się tylko w duchu, żeby Maja się nie dowiedziała. Nasze dziewięć lat pięknego małżeństwa legło by w gruzach, a ja tego nie chciałem. Za mocno ich kochałem by ich stracić. Wróciłem do domu około 4 nad ranem. Ledwo żywy powlokłem się do sypialni. Nawet się nie przebierałem tylko położyłem się w rzeczach i zasnąłem.
♥ Maja ♥
Obudziłam się tak jak zawsze o 6. 30. Poszłam do łazienki, ubrałam się, uczesałam w koka u góry głowy i jak co rano wyszłam do marketu po świeże bułki. Chodziłam po sklepie i wkładałam potrzebne produkty do wózka. Skierowałam się do stoiska z gazetami, moją uwagę przykuły trzy czasopisma, na których był Moritz całujący się z jakąś blondyną.
" Moritz Leitner i tajemnicza blondynka, czy to koniec pięknego małżeństwa piłkarza "
" Moritz Leitner przyłapany na zdradzie swojej małżonki. MAMY DOWODY! "
" Młody piłkarz baluje z tajemniczą blondynką. Mamy zdjęcia!..."
Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Wzięłam wszystkie trzy czasopisma i skierowałam się do kasy. Wracałam do domu płacząc. Nie mogłam się opanować. Gdy weszłam do domu, Moritz siedział przy stole i popijał sobie kawę.
- Płakałaś ? - spojrzał na mnie
- WYNOŚ SIĘ STĄD! NIE CHCĘ CIĘ ZNAĆ! - krzyknęłam
- Skarbie o co ci chodzi? - spytał przerażony
- O CO?! O TO! MOŻE MI TO DO CHOLERY WYJAŚNISZ?! - rzuciłam gazety na stół
- to nie tak - spuścił głowę - byłem pijany
-gówno mnie to obchodzi, wynoś się!
- Maja!
- Wyjdź!
- Nie wyjdę dopóki ze mną nie porozmawiasz. Kocham tylko ciebie zrozum!
- Won!
- Nie, Maja.
- W takim razie ja zabieram dzieci i wynoszę się stąd do Weroniki
- NIGDY NIE POZWOLĘ CI ODEJŚĆ!
- nie będziesz mi rozkazywał. Masz prawo spotykać się z dziećmi, ale ostrzegaj mnie, kiedy będziesz przyjeżdżał. Nie chcę cię widzieć!
- Maja!
- Odpierdol się w końcu! - krzyknęłam ze łzami w oczach i poszłam spakować siebie i dzieci.
Zajęło mi to około godzinę, zadzwoniłam do szkoły, że Romana dziś nie będzie i pojechałam do Wer. Ona już wszystko wiedziała, przyjęła nas od razu. Mario bawił się z chłopcami, Lea smacznie sobie spała. Ja siedziałam zamknięta w łazience i płakałam. Weronika cały czas stała przy drzwiach, aż w końcu stwierdziła, że teraz muszę pobyć sama. Nie było zamka w drzwiach, ale nie weszła do środka. Otworzyłam jedną szafkę w łazience i zobaczyłam żyletkę. Wzięłam ją do ręki i usiadłam na podłodze opierając się o wannę. Ręce strasznie mi się trzęsły. Ale postanowiłam to zrobić. Miałam dla kogo żyć, dla dzieci. Ale Moritz ze swoją lalunią świetnie sobie poradzą z ich wychowaniem, może nawet będzie im się żyło lepiej. Zaczęłam przecinać sobie nadgarstki. Krew lała się strumieniami, po chwili straciłam przytomność...
♥ Moritz ♥
Siedziałem w salonie i ryczałem. Straciłem najważniejsze osoby w moim życiu przez taką głupotę. Znienawidziłem samego siebie. Życie straciło sens, chciałem się zabić. Ale nie mogłem zostawić dzieci bez ojca, one teraz potrzebują obydwóch rodziców. Z moich oczu łzy lały się strumieniami. Nagle zadzwoniła do mnie Weronika, była cała zapłakana..
- Moritz przyjedź szybko do szpitala!
- Ale co się stało?
- Majka...
- Co Majka? - przeraziłem się
- Majka próbowała się zabić!
- CO?!!?...
____________________________
Niedługo 30. Wciągnęło mnie pisanie tego bloga. Wcześniejsze nie miały więcej niż 25 rozdziałów. Jeden miał nawet 16. Czekam na waszą opinię ;3 Pozdrawiam ;**
niedziela, 19 maja 2013
Rozdział 28.
Obudziłam się około 10, zdziwiło mnie to, ponieważ od kiedy wróciłam do domu z Lea i Erikiem prawie w ogóle nie spałam. Wygrzebałam się z łóżka, podeszłam do szafy i tkwiłam nad nią, ponieważ nie wiedziałam w co się ubrać. W końcu wybrałam i poczłapałam do łazienki. Wzięłam szybki, zimny prysznic na obudzenie. Ubrałam się w to, włosy zostawiłam rozpuszczone. Zeszłam na dół do kuchni, wzięłam marchewkę z lodówki i skierowałam się do salonu, w którym paradował Roman razem z Erikiem. Lea jak zawsze bawiła się z tatą. Uśmiechnęłam się na widok moich skarbów. Usiadłam na kanapie obok Moritza.
- Czemu mnie nie obudziłeś?
- Potrzebowałaś się wyspać, często musisz w nocy wstawać. Chodzisz niewyspana więc cię nie budziłem - uśmiechnął się
- Wiesz, że cię kocham?
- Oj wiem, wiem i ja też - dał mi buziaka
- Erik, chodź do mamusi - uśmiechnęłam się i kucnęłam przy nim
- Ma-mia
- Mo słyszałeś, nasz synuś zaczyna mówić
- Mój synek - pogłaskał go po główce.
***
♥ Dwa lata później... ♥
Lea zaczęła mówić krótko po Eriku. Bardzo się cieszyliśmy, ponieważ zaczęli bardzo szybko. Mieli dziesięć miesięcy wtedy. Chodzić też zaczęli bardzo wcześnie, ale Roman też wcześnie zaczął. Byliśmy szczęśliwą rodzinką. Romuś zaczął już chodzić do pierwszej klasy, bardzo związał się z Melanie, Weronika musiała zapisać ją do tej samej klasy. Emma urodziła zdrową Amber, dziewczyna była prześliczna, Majka zakochała się w niej. Tak jak Wera. Mario, Wera, Marco i Em wzięli podwójny ślub. Dziś mieliśmy jechać na wizytę do babci Majki, była bardzo chora, miała raka. Maja chciała jej pokazać nasze pociechy, wiedziała że sprawi jej to ogromną radość. Wszystko było już spakowane, właśnie ruszaliśmy w drogę. Roman grał z tyłu na laptopie słuchając muzyki. Lea spała, a Erik bawił się samochodem, którym dostał od Reusa. Maja siedziała i oglądała widoki przez okno.
- Coś się stało?, taka smutna jesteś
- nie nic
- Skarbie znam cię, widzę, że coś się dzieje
- Boje się, nie widziałam jej od 4 lat. Może już nie pamięta jak wyglądam, nie wiem
- Pamięta, mówiłaś, że byłaś jej ulubioną wnuczką, takiego czegoś się nie zapomina - chwyciłem jej dłoń
- Jesteś kochany - cmoknęła mnie w policzek
- Mamuś siku mi się chće
- Mo Lea ma potrzebę
- Czekaj stanę tutaj..
Po czterech godzinach byliśmy już w Augsburgu. Pojechaliśmy pod wyznaczony adres. Po jakiś trzydziestu minutach byliśmy już pod szpitalem. Poszliśmy razem do recepcji skąd skierowano nas pod salę 302. Pojechaliśmy windą na drugie piętro i udaliśmy się do sali. Maja lekko otworzyła drzwi, nawet nie zdążyła wejść a babcia wiedziała już, że to ona.
- Majka?
- Babciu, przepraszam, że nie było mnie tyle lat, ale miałam różne problemy, przepraszam - przytuliła ją
- Oj nie szkodzi moje dziecko, wiesz, że tak i tak cię kocham! - uśmiechnęła się
- Babciu, poznaj mojego męża i moje dzieci. To jest Roman, Lea i Erik
- Dzień dobry, Moritz miło mi - uśmiechnąłem się
- W końcu mogę poznać tego szczęściarza który zaopiekował się moją małą księżniczką. A jacy wy słodcy, Lea księżniczko jesteś istna mamusia. A wy obydwaj istny tatuś - zaśmiała się
Cały dzień minął bardzo dobrze, babcia bardzo cieszyła się z naszej wizyty. A zwłaszcza ze swoich prawnuków. Zbliżała się 16 więc postanowiliśmy wracać, ponieważ przed nami cztery godziny drogi powrotnej. Pożegnaliśmy się z babcią i ruszyliśmy w stronę powrotną. Dzieciaki i Maja przespali całą drogę. O 21 byliśmy już w domu, dzieci poszły spać, a my sami udaliśmy się do sypialni. Rano wstałem najwcześniej wszyscy jeszcze spali. Postanowiłem zrobić im śniadanie, zacząłem przygotowywać naleśniki. Około 10 usłyszałem zbieganie po schodach, wiedziałem, że to chłopcy.
- Cześć tato - przybiegli do mnie i przybili piątkę
- Hej młodzi
- Co na śniadanie ?
- Naleśniki mogą być?
- JASNE!
- A Lea jeszcze śpi?
- tia
- Nie, właśnie idzie - wskazał Roman
- Cześć księżniczko, co powiesz na naleśniki na śniadanko? - wziąłem ją na ręce i cmoknąłem w policzek
- hej tatuś, jaśne!
- To siadaj obok braci i zajadaj - posadziłem ją na krzesełku
Po chwili zeszła Majka, razem w piątkę zjedliśmy śniadanie, a po nim wszyscy pojechaliśmy na plażę. Byliśmy tam umówieni z Reusami, Gotzami < nwm ja to odmienić sorki xdd >, i Bittencourtami. Tam spędziliśmy resztę dnia. Wróciliśmy około 19, pod drzwiami zastaliśmy jego, czego on znów chciał?
- Co ty tu robisz do cholery!? - krzyknęła...
______________________________________________________
Kevin Bohater ♥ . Dziękuje < 3.
piątek, 17 maja 2013
Rozdział 27.
Dzieci były zdrowe więc mogłam z nimi wracać do domu po czterech dniach. Dawały nam trochę w kość, ale to normalne. Na tą chwilę nie wyobrażam sobie życia bez nich. Dziś mieliśmy pojechać do Marco na grilla Chcieliśmy zostawić dzieci u mamy, ale Reus się nie zgodził. Pokochał je jak swoje, dziś pomagał nam w powrocie do domu. Marco, Moritz i Romek mieli dla nas jakąś niespodziankę. Byłam ciekawa jaką, co znów wymyślili. Właśnie pakowałam nasze rzeczy w sali szpitalnej. Dzieci słodko sobie spały. Dochodziła godzina 12, za trzydzieści minut mieli zjawić się chłopacy. Rzeczy miałam już spakowane, czekałam teraz tylko na wypis. Siedziałam na łóżku wpatrując się w maleństwa. Po chwili usłyszałam lekkie pukanie do drzwi, był to lekarz. Podarował mi wypis, pożegnał się i wyszedł. Chwilę po nim przyszli chłopcy.
- Cześć skarbie - cmoknęłam go - hej synku, siema Reusy - cmoknęłam obydwóch w policzek
- cześć mamuś - Romek przytulił się do mnie
- Siemka - uśmiechnął się Marco - cześć szkraby moje - podszedł do dzieci
- To jak jedziemy?
- Jasne, weźcie dzieciaki ja wezmę torby
- Chodź Lea - Mo chwycił ją delikatnie, nawet się nie obudziła
Wzięłam Erika i wyszliśmy ze szpitala. Mała całą drogę przespała, za to Erik rozglądał się na boki i bawił się z Romanem. W końcu dotarliśmy do domu, Marco położył torbę w salonie i wziął ode mnie chłopca.
- Niespodzianka na górze, mamy nadzieję że wam się spodoba - uśmiechnął się Mo
- Mam się bać ? - zaśmiałam się wchodząc po schodach
- nie musisz mamo - zaśmiał się Romek
Weszłam na górę i skierowałam się do wyznaczonego przez chłopaków pokoju. Otwarłam drzwi a moim oczom ukazał się piękny pokój. Do tego wózek dla bliźniaków i osobne nosidełka. Wszystko wyglądało przecudownie nie wierzyłam że to mężczyźni go urządzali.
- i jak ? - spytał Moritz odkładając Leę do jednego z łóżeczek
- Przepiękne, jesteście kochani - przytuliłam mocno każdego z nich i dałam soczystego buziaka w policzek każdemu
- Dobra, to ja lecę widzimy się u mnie o 19 ? - uśmiechnął się Reus
- Jasne, dzięki
- Nie ma sprawy, dla moich brzdąców wszystko - zaśmiał się i wyszedł.
Romek pobiegł do swojego pokoju i zaczął się bawić. Ja stałam i wpatrywałam się w dzieci, które słodko sobie spały. Moritz przyszedł do mnie i przytulił mocno od tyłu.
- Kocham was - pocałował mnie w szyję
- My ciebie też wariacie - zaśmiałam się
- Kocham jak mówisz do mnie wariacie - zaśmiał się
- Wiem - uśmiechnęłam się
Wszystko działo się jak w bajce, nikt nigdy by nie pomyślał, że zwykła dziewczyna z bidula będzie miała trójkę dzieci z jednym z najlepszych piłkarzy Niemiec. Chwilę jeszcze przy nich staliśmy, później poszłam zrobić obiad, zjedliśmy go i nakarmiłam maleństwa. Po posiłku pobawiliśmy się trochę w piątkę. Zbliżała się godzina 18 więc postanowiłam się przebrać. Założyłam czarne rurki, luźną koszulkę w paski i balerinki. Udałam się do pokoju dzieci, Mo już tam był. Ubraliśmy je i włożyliśmy do wózka. Poszliśmy po Romka i pojechaliśmy do Reusa. Po dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Emma przywitała nas radośnie i zaprosiła do środka. Od razu podeszła do wózka i przyglądała się maleństwom. Chłopcy poszli odpalać grill a my we dwie czekając na resztę gości siedziałyśmy w kuchni rozmawiając.
- Jejku jakie one słodkie - uśmiechnęła się - mogę ?
- jasne po co się pytasz ? - zaśmiałam się
- jaki maleńki, dają nieźle w kość nie?
- lekko, ale nigdy w życiu nie oddałabym ich już. Są moim całym światem, cała czwórka - uśmiechnęłam się
- a bałaś się powiedzieć Mo o ciąży ?
- Pierwszą ciążę nie, obydwoje tego chcieliśmy i czekaliśmy. Drugą sam zauważył, jak przyjechał po nas żeby nas odzyskać czemu?
- no bo ja wiesz
- jesteś w ciąży?
Em tylko skinęła głową i uśmiechnęła się delikatnie.
- no to gratulacje kochana - przytuliłam ją
- tylko nie wiem jak mu to powiedzieć - powiedziała ciszej, ponieważ Reus przyszedł na chwilę do kuchni.
- mm jak to ślicznie wygląda, chciałbym mieć takiego brzdąca - pocałował ją w policzek
Dziewczyna uśmiechnęła się tylko, nagle zabrzmiał dzwonek do drzwi. To była siostra Marco razem ze swoim mężem i synkiem Nico. Wszyscy razem usiedliśmy w ogrodzie. Roman bawił się z Nico, ja trzymałam na rękach Erika, ponieważ Mo jak zawsze miał Leę. Marco był mocno poddenerwowany, był jakiś nieobecny. W końcu wstał i podszedł do Emmy.
- Em.. - uśmiechnął się i zaczął szukać czegoś w kieszeni - no bo mam pytanie.
- słucham? - uśmiechnęła się
- Czy uszczęśliwisz mnie i zostaniesz moją żoną? - otworzył czerwone pudełeczko
- Tak!
- Kocham cię - pocałował ją
- Ja ciebie też - odwzajemniła gest - ale jest jedna rzecz, która cię ucieszy
- Jaka ? - miał iskierki w oczach
- Jestem w ciąży - spojrzała mu w oczy
- Będę tatą! nareszcie - wziął ją na ręce i zaczął obracać w okół własnej osi
- no gratulacje - uśmiechnęłam się
Wieczór minął w świetnej atmosferze około 21 rozeszliśmy się do domów. Nakarmiłam jeszcze dzieci przed snem i razem z Mo zaczęliśmy je usypiać. Później poszliśmy do Romka. Około 23 zasnęłam w jego objęciach..
_________________________________________
OMG!, nie wiem, ale dziś jakoś nie mogę się skupić na pisaniu ;d. Przepraszam za te wypociny!
Zapraszam też tu :D : http://lisa-mario-story.blogspot.com/
I pytania tu xd : http://ask.fm/Buniaaaaa
- Cześć skarbie - cmoknęłam go - hej synku, siema Reusy - cmoknęłam obydwóch w policzek
- cześć mamuś - Romek przytulił się do mnie
- Siemka - uśmiechnął się Marco - cześć szkraby moje - podszedł do dzieci
- To jak jedziemy?
- Jasne, weźcie dzieciaki ja wezmę torby
- Chodź Lea - Mo chwycił ją delikatnie, nawet się nie obudziła
Wzięłam Erika i wyszliśmy ze szpitala. Mała całą drogę przespała, za to Erik rozglądał się na boki i bawił się z Romanem. W końcu dotarliśmy do domu, Marco położył torbę w salonie i wziął ode mnie chłopca.
- Niespodzianka na górze, mamy nadzieję że wam się spodoba - uśmiechnął się Mo
- Mam się bać ? - zaśmiałam się wchodząc po schodach
- nie musisz mamo - zaśmiał się Romek
Weszłam na górę i skierowałam się do wyznaczonego przez chłopaków pokoju. Otwarłam drzwi a moim oczom ukazał się piękny pokój. Do tego wózek dla bliźniaków i osobne nosidełka. Wszystko wyglądało przecudownie nie wierzyłam że to mężczyźni go urządzali.
- i jak ? - spytał Moritz odkładając Leę do jednego z łóżeczek
- Przepiękne, jesteście kochani - przytuliłam mocno każdego z nich i dałam soczystego buziaka w policzek każdemu
- Dobra, to ja lecę widzimy się u mnie o 19 ? - uśmiechnął się Reus
- Jasne, dzięki
- Nie ma sprawy, dla moich brzdąców wszystko - zaśmiał się i wyszedł.
Romek pobiegł do swojego pokoju i zaczął się bawić. Ja stałam i wpatrywałam się w dzieci, które słodko sobie spały. Moritz przyszedł do mnie i przytulił mocno od tyłu.
- Kocham was - pocałował mnie w szyję
- My ciebie też wariacie - zaśmiałam się
- Kocham jak mówisz do mnie wariacie - zaśmiał się
- Wiem - uśmiechnęłam się
Wszystko działo się jak w bajce, nikt nigdy by nie pomyślał, że zwykła dziewczyna z bidula będzie miała trójkę dzieci z jednym z najlepszych piłkarzy Niemiec. Chwilę jeszcze przy nich staliśmy, później poszłam zrobić obiad, zjedliśmy go i nakarmiłam maleństwa. Po posiłku pobawiliśmy się trochę w piątkę. Zbliżała się godzina 18 więc postanowiłam się przebrać. Założyłam czarne rurki, luźną koszulkę w paski i balerinki. Udałam się do pokoju dzieci, Mo już tam był. Ubraliśmy je i włożyliśmy do wózka. Poszliśmy po Romka i pojechaliśmy do Reusa. Po dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Emma przywitała nas radośnie i zaprosiła do środka. Od razu podeszła do wózka i przyglądała się maleństwom. Chłopcy poszli odpalać grill a my we dwie czekając na resztę gości siedziałyśmy w kuchni rozmawiając.
- Jejku jakie one słodkie - uśmiechnęła się - mogę ?
- jasne po co się pytasz ? - zaśmiałam się
- jaki maleńki, dają nieźle w kość nie?
- lekko, ale nigdy w życiu nie oddałabym ich już. Są moim całym światem, cała czwórka - uśmiechnęłam się
- a bałaś się powiedzieć Mo o ciąży ?
- Pierwszą ciążę nie, obydwoje tego chcieliśmy i czekaliśmy. Drugą sam zauważył, jak przyjechał po nas żeby nas odzyskać czemu?
- no bo ja wiesz
- jesteś w ciąży?
Em tylko skinęła głową i uśmiechnęła się delikatnie.
- no to gratulacje kochana - przytuliłam ją
- tylko nie wiem jak mu to powiedzieć - powiedziała ciszej, ponieważ Reus przyszedł na chwilę do kuchni.
- mm jak to ślicznie wygląda, chciałbym mieć takiego brzdąca - pocałował ją w policzek
Dziewczyna uśmiechnęła się tylko, nagle zabrzmiał dzwonek do drzwi. To była siostra Marco razem ze swoim mężem i synkiem Nico. Wszyscy razem usiedliśmy w ogrodzie. Roman bawił się z Nico, ja trzymałam na rękach Erika, ponieważ Mo jak zawsze miał Leę. Marco był mocno poddenerwowany, był jakiś nieobecny. W końcu wstał i podszedł do Emmy.
- Em.. - uśmiechnął się i zaczął szukać czegoś w kieszeni - no bo mam pytanie.
- słucham? - uśmiechnęła się
- Czy uszczęśliwisz mnie i zostaniesz moją żoną? - otworzył czerwone pudełeczko
- Tak!
- Kocham cię - pocałował ją
- Ja ciebie też - odwzajemniła gest - ale jest jedna rzecz, która cię ucieszy
- Jaka ? - miał iskierki w oczach
- Jestem w ciąży - spojrzała mu w oczy
- Będę tatą! nareszcie - wziął ją na ręce i zaczął obracać w okół własnej osi
- no gratulacje - uśmiechnęłam się
Wieczór minął w świetnej atmosferze około 21 rozeszliśmy się do domów. Nakarmiłam jeszcze dzieci przed snem i razem z Mo zaczęliśmy je usypiać. Później poszliśmy do Romka. Około 23 zasnęłam w jego objęciach..
_________________________________________
OMG!, nie wiem, ale dziś jakoś nie mogę się skupić na pisaniu ;d. Przepraszam za te wypociny!
Zapraszam też tu :D : http://lisa-mario-story.blogspot.com/
I pytania tu xd : http://ask.fm/Buniaaaaa
środa, 15 maja 2013
Rozdział 26.
___________________
Wieczorem Maja wróciła do pokoju, szybko chwyciłem pudełeczko z naszyjnikiem i bukiet róż. Podszedłem do niej i spojrzałem głęboko w jej brązowe, tajemnicze oczy. To właśnie w nich, dokładnie sześć lat temu, się zakochałem. Nie mogłem w to uwierzyć, że to już sześć lat. I ona ze mną wytrzymała.
- mam coś dla ciebie - uśmiechnąłem się - zamknij oczy
- już się boję - zaśmiała się
- nie masz czego - cmoknąłem ją lekko w policzek i założyłem delikatnie wisiorek - podoba się?
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, chwyciła go w dłoń i uśmiechnęła się promiennie.
- a to za co? - spojrzała mi w oczy
- Jest 26 sierpnia 2013 roku, dziś mija sześć lat jak się w tobie zakochałem. Nie mogłem ominąć takiej okazji, musiałem ci coś kupić. Dziękuje, że wytrzymujesz ze mną - przyciągnąłem ją do siebie i oparłem głowę o jej
- Nasza rocznica, zapomniałam - po jej policzkach zaczęły spływać łzy - przepraszam!
- Maja, spójrz na mnie - delikatnie uniosłem jej głowę - Nie przejmuj się tym skarbie!. Kobieta jest od tego, by być kochaną, musi się czuć bezpiecznie przy mężczyźnie.
- Ale..
- Nie skarbie, nie ma żadnego ale. Jesteś dla mnie najważniejsza, jesteś całym moim światem, życiem, sercem. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez ciebie. Każdego dnia dziękuje, że cię spotkałem. A teraz się uśmiechnij, ponieważ kocham jak jesteś szczęśliwa. Przez ciebie zrozumiałem co to prawdziwa miłość, co tak naprawdę znaczą słowa Kocham cię. - otarłem łzę, która spływała po jej policzku
- Nie wiem co powiedzieć, kocham cię najmocniej na świecie!
- ja ciebie też, liczycie się tylko wy! - pocałowałem ją namiętnie
***
Wakacje minęły bardzo szybko, nawet się nie obejrzeliśmy, a byliśmy już w Dortmundzie. Poród zbliżał się wielkimi krokami. Na świat miały przyjść w końcu moje długo oczekiwane bliźniaki. Moja wymarzona córeczka, mój wymarzony synuś. A trzeci skończył już pięć lat. Rodzina jak marzenie. Cały czas to powtarzałem powtarzam i będę powtarzał, że dziękuje Romanowi, że zapoznał mnie z Majką. Reus również nie mógł się doczekać narodzin. Romka traktował jak własnego syna, już nas zapewnił, że tą dwójkę też będzie rozpieszczał. Co jak co, ale mógłby już oświadczyć się Emmie. Był z nią już cztery lata, czas założyć rodzinę, jak tak bardzo jej pragnął. Teraz mocno dbałem o moją ciężarną żonę. Nie pozwalałem jej się przemęczać, robiłem obiady. Widziałem, że ją to trochę denerwowało, ale wiedziała że martwię się o nią i dzieciaki. Maja cały czas bawiła się teraz z Romkiem, ponieważ wiedziała, że gdy urodzą się dzieci, będzie im musiała poświęcić więcej czasu, ponieważ czeka nas zmienianie brudnych pieluszek, karmienie, wstawanie w nocy i w ogóle. Dziś był już trzeci lipca, moja żona siedziała na kanapie i oglądała razem z synem jakiś film. Ja natomiast siedziałem w kuchni przy stole i spoglądałem na nich z uśmiechem na twarzy.
- Moritz, skurcz, chyba się zaczyna - delikatnie wstawała z kanapy
- Jejku moje dzieci się rodzą, chodź Romek jedziemy do szpitala - pomogłem jej wsiąść do samochodu i zapiąłem Romana w siodełku. Szybkim Tempem pojechaliśmy do szpitala, tam od razu przyjęto ją na salę porodową. Gdy przyjaciele się dowiedzieli od razu przyjechali do szpitala. Marco, Leo, Angela, Weronika i Mario wparowali do budynku z wielkimi uśmiechami na twarzy. Nagle usłyszeliśmy krzyk Majki...
- Borze.. - złapałem się za głowę, chodząc tam i z powrotem
- haha człowieku spokojnie, wszystko będzie dobrze - zaśmiał się Mario
I w końcu usłyszeliśmy płacz dziecka, po chwili znów rozległ się płacz. Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Zostałem wyściskany przez przyjaciół. Nagle z sali wyszedł lekarz od razu skierował się do mnie...
- Gratulacje, ma pan synka i córeczkę. Co prawda chłopiec starszy o dwie minuty. Obydwoje są zdrowi jak rybka - uśmiechnął się promiennie
- Dziękuje - przytuliłem go - przepraszam, emocje - zaśmiałem się
- A wiem jakie, sam tak miałem gdy moja żona rodziła - odwzajemnił gest - niech pan do nich idzie, czekają już na pana
- A my możemy? - spytał Reus
- Decyzja należy do pana Leitnera - uśmiechnął się i poszedł
- A no chodźcie - zaśmiałem się i weszliśmy do sali
Wziąłem Romana na ręce i weszliśmy do sali. Majka była bardzo blada, na rękach trzymała dwa przesłodkie maleństwa. Mały usiadł na brzegu łóżka i przyglądał się swojemu rodzeństwu. Na twarzy mojej żony panował wielki uśmiech. Wziąłem małą ją na ręce.
- Jaki słodki Erik - uśmiechnął się Romuś
- Erik? - spytał Reus
- Tak to jest mój Erik - znów się uśmiechnął
- A to jest moja maleńka Lea - powiedziałem uradowany
- Jakie to słodkie, ja też chcę mieć takie małe brzdące! - powiedział zapatrzony Leo
- Niedługo będziesz miał - uśmiechnęła się Angel a wszyscy spojrzeli na nią pytająco - co się tak patrzycie, tak jestem w ciąży - zaśmiała się
- Moja, nawet nie wiesz jak się cieszę - Leo pocałował ją
- Kocham was - pocałowałem Majkę
- Ja też - uśmiechnęła się
- A ja też was kocham - zaśmiał się Romek
- A mnie nie kochasz? - udał obrażonego Marco
- Oj kocham mojego ukochanego wujka Reusa - przytulił go
_________________________________________________________
Co powiecie ? ;D . Mamy już 26, numerek Łukasza <3 . Może dlatego że jego numer to mi się podoba haha :D ♥
poniedziałek, 13 maja 2013
Rozdział 25.
Dziś miałam wizytę u ginekologa, Moritz chciał jechać ze mną więc zawieźliśmy Romana do Reusa. Ten bez zastanowienia wziął go na cały dzień, chciał również wziąć go na weekend ale w poniedziałek jechaliśmy na te wakacje do Francji więc musieliśmy się spakować. Czas mijał bardzo szybko, była już 13 więc postanowiłam się ubrać w jakieś porządne ciuchy. Wzięłam z szafy, poszłam do łazienki i wykąpałam się po czym ubrałam się w to. Zbliżała się godzina 14 więc wyjechaliśmy z domu, jak na takie miasto jak Dortmund nie było na szczęście korków w centrum. W przychodni byliśmy jakieś trzydzieści minut później. Przede mną były jakieś dwie młode dziewczyny, usiedliśmy na poczekalni i czekaliśmy. W końcu nadszedł mój moment. Weszliśmy do gabinetu i usiedliśmy na krzesełkach wskazanych przez lekarza. Chwilę porozmawialiśmy i zaczęło się badanie, Moritz dokładnie obserwował każdą część wskazaną przez panią Hanns.
- Gratulacje, będą mieli państwo bliźniaki,najprawdopodobniej dwujajowe więc może się urodzić chłopiec i dziewczynka, tutaj jest jedno serduszko - wskazała - a tutaj drugie - uśmiechnęła się
- Będę miał swoją córeczkę - zaśmiał się Mo
- A Romuś braciszka - dodałam i wszyscy się zaśmialiśmy
Pani Hanns dokładnie przebadała mój brzuch, teraz nie mogłam się przemęczać, był to już siódmy miesiąc. Moje życie w końcu nabierało jakiegoś pożądnego sensu. Trójka dzieci, wspaniały mąż, kochani przyjaciele. Czego chcieć więcej. Roman za dwa tygodnie kończył 5 lat. Postanowiliśmy razem z Moritzem zrobić mu przyjęcie urodzinowe. Na które zaprosimy jego przyjaciół a wszczególności Melanie. Od kiedy ją poznał nie może skończyć o niej mówić. Miał dopiero niecałe pięć lat a już oglądał się za dziewczynami. Nieźle... Nawet nie zdąrzę się obejrzeć, a on będzie miał już żonę. Ale jeszcze trochę będę miała go przy sobie naszczęście. Wróciliśmy do domu około 16, odebraliśmy po drodze małego, chłopcy chcieli pizzę, więc zamówiliśmy sobie. W tym czasie co czekaliśmy na posiłek poszłam do pokoju małego i zaczęłam pakować jego rzeczy. Długo to nie trwało, później poszłam spakować siebie. Z tym był już większy problem, połowa rzeczy znów była na mnie zamała. Postanowiłam pójść na zakupy, więc zadzwoniłam do Weroniki i Angel. Obydwie się zgodziły. Po niecałej godzinie chodziłyśmy już we trójkę po sklepach. Do domu wróciłam około 20, ku mojemu zdziwieniu na stole czekała kolacja przy świecach, a po schodach właśnie schodził Mo. Podszedł do mnie i mocno przytulił.
- A to za co ? - uśmiechnęłam się
- za to, że cię kocham i że tak długo ze mną wytrzymujesz po tym jak cię raniłem - odwróciłam się w jego stronę
- za bardzo cię kocham, żebym chciała cię teraz stracić. Zawsze o tym marzyłam, żeby mieć takiego kogoś, dla kogo będę najważniejsza, żeby kochał mnie nad życie. Miałam szczęście że znalazłam - wtuliłam się mocno w niego
- bo tylko w nas jest ta siła, gdy jesteśmy razem. Ta siła ogromnej miłości do ciebie i ich - spojrzał mi głęboko w oczy
- Kocham cię, najbardziej na świecie! - pocałowałam go namiętnie
- Ja ciebie też - powiedział przerywając pocałunki
Zjedliśmy kolację i usiedliśmy na tarasie, noc była przepiękna. Siedzieliśmy na schodkach, mocno wtuleni w siebie. Nie zauważyliśmy tego, że nadeszła burza. Zaczęło lać, a my nadal wpatrywaliśmy się w niebo, nie zwracając uwagi na to że jesteśmy mokrzy...
***
Dziś wyjeżdżaliśmy na wakacje, Roman bardzo się cieszył, że pojedzie w jakieś nowe miejsce. Ja również się cieszyłam. Wieczorny spacer w mieście miłości z rodziną. O tym teraz tylko marzyłam. Wstaliśmy około 6 nad ranem, zrobiłam chłopakom śniadanie i poszłam się ubrać. Po niecałej godzinie zeszłam na dół, Moritz sprawdził czy wszystko wzięliśmy i ruszyliśmy przed SIP, gdzie na lotnisko miały nas zawieźć wynajęte autobusy. Około 16 byliśmy już we Francji, Romek przespał cały lot, podobnie jak Melanie. My natomiast cały czas rozmawialiśmy z przyjaciółmi. Naszym głównym tematem był Roman i Mel. Obydwoje mieli się chyba ku sobie. W hotelu przydzielono nam pokoje, weszliśmy do środka od razu rzuciłam się na łóżko i zasnęłam...
♥ Moritz ♥
Majka była tak zmęczona, że zasnęła. Nie chciałem jej budzić więc zabrałem Romana i poszliśmy razem z Reusem i Leonem na miasto, mieliśmy we trójkę pewne plany na wieczór. Bittencourt znał to miasto, więc nie mieliśmy problemu. Poszliśmy do jubilera, by wybrać pierścionek dla Angeli. Przydałaby nam się dziewczyna, ale wszystko by się wydało. Siedzieliśmy tam około trzech godzin, aż w końcu zdecydował. Ja natomiast postanowiłem kupić mały prezent dla mojej ukochanej. Później poszliśmy jeszcze do kwiaciarni. Po zakupach wróciliśmy do pokoju, Majki nie było, więc na pewno siedziała u Weroniki lub Angel. Schowałem wisiorek by go nie znalazła. Kwiaty włożyłem do wody i czekałem na nią...
_____________________________________________________
O szlak :D . Dzisiaj jest jakiś wymuszony ;p. Czekam na waszą krytykę, ponieważ na pozytywy on nie zasługuje :D
- Gratulacje, będą mieli państwo bliźniaki,najprawdopodobniej dwujajowe więc może się urodzić chłopiec i dziewczynka, tutaj jest jedno serduszko - wskazała - a tutaj drugie - uśmiechnęła się
- Będę miał swoją córeczkę - zaśmiał się Mo
- A Romuś braciszka - dodałam i wszyscy się zaśmialiśmy
Pani Hanns dokładnie przebadała mój brzuch, teraz nie mogłam się przemęczać, był to już siódmy miesiąc. Moje życie w końcu nabierało jakiegoś pożądnego sensu. Trójka dzieci, wspaniały mąż, kochani przyjaciele. Czego chcieć więcej. Roman za dwa tygodnie kończył 5 lat. Postanowiliśmy razem z Moritzem zrobić mu przyjęcie urodzinowe. Na które zaprosimy jego przyjaciół a wszczególności Melanie. Od kiedy ją poznał nie może skończyć o niej mówić. Miał dopiero niecałe pięć lat a już oglądał się za dziewczynami. Nieźle... Nawet nie zdąrzę się obejrzeć, a on będzie miał już żonę. Ale jeszcze trochę będę miała go przy sobie naszczęście. Wróciliśmy do domu około 16, odebraliśmy po drodze małego, chłopcy chcieli pizzę, więc zamówiliśmy sobie. W tym czasie co czekaliśmy na posiłek poszłam do pokoju małego i zaczęłam pakować jego rzeczy. Długo to nie trwało, później poszłam spakować siebie. Z tym był już większy problem, połowa rzeczy znów była na mnie zamała. Postanowiłam pójść na zakupy, więc zadzwoniłam do Weroniki i Angel. Obydwie się zgodziły. Po niecałej godzinie chodziłyśmy już we trójkę po sklepach. Do domu wróciłam około 20, ku mojemu zdziwieniu na stole czekała kolacja przy świecach, a po schodach właśnie schodził Mo. Podszedł do mnie i mocno przytulił.
- A to za co ? - uśmiechnęłam się
- za to, że cię kocham i że tak długo ze mną wytrzymujesz po tym jak cię raniłem - odwróciłam się w jego stronę
- za bardzo cię kocham, żebym chciała cię teraz stracić. Zawsze o tym marzyłam, żeby mieć takiego kogoś, dla kogo będę najważniejsza, żeby kochał mnie nad życie. Miałam szczęście że znalazłam - wtuliłam się mocno w niego
- bo tylko w nas jest ta siła, gdy jesteśmy razem. Ta siła ogromnej miłości do ciebie i ich - spojrzał mi głęboko w oczy
- Kocham cię, najbardziej na świecie! - pocałowałam go namiętnie
- Ja ciebie też - powiedział przerywając pocałunki
Zjedliśmy kolację i usiedliśmy na tarasie, noc była przepiękna. Siedzieliśmy na schodkach, mocno wtuleni w siebie. Nie zauważyliśmy tego, że nadeszła burza. Zaczęło lać, a my nadal wpatrywaliśmy się w niebo, nie zwracając uwagi na to że jesteśmy mokrzy...
***
Dziś wyjeżdżaliśmy na wakacje, Roman bardzo się cieszył, że pojedzie w jakieś nowe miejsce. Ja również się cieszyłam. Wieczorny spacer w mieście miłości z rodziną. O tym teraz tylko marzyłam. Wstaliśmy około 6 nad ranem, zrobiłam chłopakom śniadanie i poszłam się ubrać. Po niecałej godzinie zeszłam na dół, Moritz sprawdził czy wszystko wzięliśmy i ruszyliśmy przed SIP, gdzie na lotnisko miały nas zawieźć wynajęte autobusy. Około 16 byliśmy już we Francji, Romek przespał cały lot, podobnie jak Melanie. My natomiast cały czas rozmawialiśmy z przyjaciółmi. Naszym głównym tematem był Roman i Mel. Obydwoje mieli się chyba ku sobie. W hotelu przydzielono nam pokoje, weszliśmy do środka od razu rzuciłam się na łóżko i zasnęłam...
♥ Moritz ♥
Majka była tak zmęczona, że zasnęła. Nie chciałem jej budzić więc zabrałem Romana i poszliśmy razem z Reusem i Leonem na miasto, mieliśmy we trójkę pewne plany na wieczór. Bittencourt znał to miasto, więc nie mieliśmy problemu. Poszliśmy do jubilera, by wybrać pierścionek dla Angeli. Przydałaby nam się dziewczyna, ale wszystko by się wydało. Siedzieliśmy tam około trzech godzin, aż w końcu zdecydował. Ja natomiast postanowiłem kupić mały prezent dla mojej ukochanej. Później poszliśmy jeszcze do kwiaciarni. Po zakupach wróciliśmy do pokoju, Majki nie było, więc na pewno siedziała u Weroniki lub Angel. Schowałem wisiorek by go nie znalazła. Kwiaty włożyłem do wody i czekałem na nią...
_____________________________________________________
O szlak :D . Dzisiaj jest jakiś wymuszony ;p. Czekam na waszą krytykę, ponieważ na pozytywy on nie zasługuje :D
niedziela, 12 maja 2013
Rozdział 24.
Dziś postanowiliśmy zrobić sobie przyjacielskie ognisko. Mieli przyjść tylko najbliżsi czyli Marco, Mario z Weroniką, Angelika z Leonem, Łukasz z Ewą i Sarą, Kuba z Agą i Oliwką, Nuri z synkiem, Mats, Mitchell, oraz Sven. Wszystko już było gotowe, jedzenie, napoje i inne smakołyki czekały na stole w ogrodzie. Dla chłopaków były jeszcze procenty. Lecz nie za dużo, o 18 wszyscy zaczęli się schodzić. Jako pierwsi przyszli Leo z Angel, później Marco, który ledwie wszedł do domu siedział cały czas z Romkiem dopóki nie przyszli inni piłkarze z dziećmi. Na samym końcu przyszli Mario z Weroniką w towarzystwie małej ślicznej blondynki. Była bardzo urocza, Romek razem Omerem byli pod jej wrażeniem. Można było stwierdzić, że zaczynają się już oglądać za dziewczynami. Dziewczynka nieśmiało weszła do środka kryjąc się za nogami Gotzego. Bez zastanowienia podszedłem do niej i kucnąłem obok, ta bardziej wtuliła się w jego nogi.
- Cześć księżniczko, jestem Moritz - uśmiechnąłem się - a ty?
- Melanie - powiedziała cichutko
- Jakie masz śliczne imię - spojrzałem na nią
- Dziękuje - uśmiechnęła się
- Mel chodź, nie bój się oni ci nic nie zrobią - uśmiechnął się Mario i wziął ją na ręce - Chcieliśmy wam przedstawić naszą małą córeczkę.
- Zaadoptowaliśmy ją wczoraj, chcieliśmy ją wam przedstawić - dodała Wera
- Cześć myszko - Maja przytuliła ją na powitanie
- Dzień dobry - odpowiedziała
- Majka jestem, miło mi cię poznać - wyciągnęła do niej dłoń - a to jest mój synek Roman, a to Sara, Oliwka, i Omar - wskazała na dzieci
- Cześć - przywitali się radośnie - pobawisz się z nami?
- Jestem Melanie, mi panią też miło poznać - podała jej małą rączkę - jasne
- Jaka pani, mów do mnie ciociu skarbie - posłała jej uśmiech
- Do nas też - krzyknęły żony piłkarzy - a my to wujaszki pamiętaj - zaśmiał się Nuri
Impreza zaczęła się rozkręcać, razem z chłopakami smażyliśmy kiełbasy na ognisku popijając piwem i rozmawiając. Dzieci bawiły się razem grzecznie w piaskownicy. Dziewczyny natomiast siedziały w kuchni..
Razem z Agą, Ewką, Werą i Angel siedziałyśmy w kuchni i piłyśmy sobie herbatę, ze sobą mogłyśmy porozmawiać o wszystkim, każda z nas potrafiła dotrzymać sekretu i innych spraw mimo naszej różnicy wieku.
- Wiecie dlaczego zaadoptowaliśmy Mel?
- No właśnie nie, opowiadaj.
- Bo okazało się, że nie mogę mieć dzieci, a my właśnie teraz chcieliśmy z Mario je mieć. Byłam trochę załamana tym faktem, ale gdy ona się pojawiła postanowiłam być dla niej matką, której nigdy nie miała, zresztą tak jak ja. Ale teraz jest nasza, niedługo bierzemy ślub i będzie jeszcze lepiej - uśmiechnęła się
- Co oświadczył ci się? jejku mała gratulację - Ewa uściskała ją mocno
- A dlaczego nie możesz mieć dzieci, jesteś na coś chora?
- U nas było to rodzinne, moja ciocia chorowała na tą właśnie chorobę, moja mama na szczęście nie, ale je tak. Mniejsza o to - zaśmiała się
- Podziwiam cię - uśmiechnęła się Angela
- To niby czemu ? - spojrzała na nią
- Ja bym się załamała
- Jak ma się takiego mężczyznę i przyjaciół przy sobie to się nie da, i jeszcze Mel
- MAMO!! - krzyknęła Melanie i podbiegła szybko do Weroniki
- Co się stało ? - przytuliła ją
- Romek i Omar chcą mnie przytulić - powiedziała
- No to się zaczyna - zaśmiała się Aga po czym my wybuchnęłyśmy śmiechem
Wróciliśmy do chłopaków, kiełbasy były już usmażone. Wszyscy zjedliśmy je ze smakiem. Około 22 wszyscy zaczęli się zbierać. Moritz poszedł położyć Romana, a ja zabrałam się za sprzątanie śmieci i brudnych talerzy. Po chwili przyszedł do mnie Mo, położył swoje dłonie na moich biodrach i zaczął całować po szyi.
- Kocham cię - uśmiechnął się
- Puszczaj mnie głupolu, muszę posprzątać - zaśmiałam się
- Później posprzątam - pocałował mnie
- Nie Moritz, musisz sobie poczekać, nie mogę teraz jak jestem w ciąży
- Ale..
- nie ma żadnego ale - uśmiechnęłam się - innym razem - pocałowałam go i wróciłam do sprzątania
- No to już nie mogę się doczekać - zaśmiał się i pomógł mi w sprzątaniu
Położyliśmy się spać około 23, zasnęłam w jego ramionach...
_____________________________________________
Dziś taki sobie nudny i krótki - , - . Nie mam weny przez tą pogodę ;c. I jeszcze mam w myślach tą dziewczynę z zawodów, która razem z koniem przeleciała przez przeszkodę i koń upadł na nią. Asia jeśli dobrze pamiętam, popłakała się nie ze swojego stanu, tylko stanu swojego ukochanego podopiecznego. Pojechała do szpitala na sygnale, a jej koń został zabrany do stajni, zdawało mi się że kulał na tylną nogę. To właśnie podziwiam w mojej pasji, jeździec nie boi się upaść, nie ważne czy stanie mu się coś złego liczy się tylko koń. Nie jeden jeździec poświęcił życie dla tego pięknego sportu, nawet ja bym to zrobiła. Warto się poświęcić dla swoich marzeń warto zajrzeć do tajemniczego serca konia, które skrywa niejedną tajemnicę. Kopyta siłę, o której sam koń nie wie, a jego oczy są tajemniczym zwierciadłem, w które warto spojrzeć ♥ . Mam nadzieję, że ci się nic nie stało, trzymam kciuki żebyś była zdrowa!!
Łapcie Łukasza na przeprosiny! . + jeszcze raz przepraaszaam !! ;c
sobota, 11 maja 2013
Rozdział 23.
Po chwili zbiegł do nas Romek, był tak podekscytowany przyjazdem ojca, że nie mógł zasnąć. Od razu wskoczył mu w ramiona.
- nawet nie wiecie, jak mi was brakowało - pocałował go w główkę
- nam ciebie też - przytulił go mocno
- Romuś, musimy ci z tatą coś powiedzieć - uśmiechnęłam się
- co takiego? - spojrzał na mnie później na Mo
- Będziesz miał siostrzyczkę, lub braciszka - uśmiechnął się Moritz
- naprawdę?, to ja chcę brata - zaśmiał się
- O to już się okaże, ja chcę mieć córeczkę - odwzajemnił gest
- nie ważne co się urodzi, ja będę was kochać najbardziej na świecie - cmoknęłam obu w policzek
- Teraz Romuś chodź, jest już 23, musisz iść spać
- ale przeczytasz mi znów bajeczkę ?
- jasne
- to ja zrobię ci coś do jedzenia, jesteś głodny pewnie - spojrzałam na męża
- Dziękuje, jesteś kochana - pocałował mnie w głowę i poszedł z małym na górę.
Ciąża rozwijała się w szybkim tempie, brzuch rósł jak opętany. Wyglądałam jak wielka, drewniana beczka. Ale pokochałam tego brzdąca, który tam był. Moje chłopaki dzielnie znosili moje humorki i zachcianki. Obydwoje nie mogli się doczekać kto się urodzi. Lecz dopiero za miesiąc mam wizytę, tą która właśnie potwierdzi płeć. Razem z Moritzem zapisaliśmy Romana do przedszkola. Dziś wstałam wcześnie. Mo jeszcze spał, ja po cichu wzięłam rzeczy z szafki i poszłam do łazienki gdzie wzięłam długą i relaksacyjną kąpiel. Po niej włosy spięłam sobie w niechlujnego koka i założyłam sobie luźne ciuchy. Wzięłam się za szykowanie śniadania. Nie mogłam się zdecydować co im uszykować, w końcu postawiłam na naleśniki z marmoladą truskawkową i nutellą. Obydwoje to uwielbiali, zajęło mi to trochę czasu. Usłyszałam, że ktoś zbiega po schodach, wiedziałam że to Romuś.
- hej mamuś - przytulił mnie
- cześć syneczku, jedz póki ciepłe - wskazałam na talerz
- dzięki - uśmiechnął się i zaczął konsumować posiłek
Chwilę później dołączył do nas Moritz, śniadanie mijało w bardzo dobrej atmosferze.
- Tato a skąd się biorą dzieci? - spojrzał na niego poważnie
Mo mało co nie zachłysnął się naleśnikiem, był zmieszany, nie wiedział co mu odpowiedzieć. Nie mogłam wytrzymać ze śmiechu, więc schowałam twarz w dłonie. Po chwili się ogarnęłam
- No bo wiesz synku.. ee.. yy
- tata chce powiedzieć, że dzieci biorą się z tąd, gdy rodzice się mocno kochają
- właśnie
- aa to czyli jak zakocham się w jakiejś dziewczynie, to będę miał z nią dziecko?
- nie, nie o to mi chodzi
- to czyli jak?
- Romek musimy się zbierać, już za dwadzieścia ósma. - wstałam od stołu
Chłopiec pobiegł założyć buty, a ja jeszcze chwilę rozmawiałam z moim mężem
- skąd on bierze takie pytania ? - zaśmiał się
- mnie się pytasz? - odwzajemniłam gest - proszę cię uważaj dzisiaj na tym treningu. Pół roku nie grałeś, musisz uważać na tą nogę. - przytuliłam go
- Obiecuje, że będę uważał - pocałował mnie
- Mamo idziemy?!
- Już! - krzyknęłam - hej - pocałowałam go i wyszłam.
Po drodze spotkaliśmy Weronikę, razem z nią odprowadziłam małego do przedszkola a później poszłyśmy sobie obydwie do kawiarni. Spędziłyśmy w niej prawie trzy godziny, ale w końcu trzeba było sobie poplotkować. O 13 wróciłam do domu, od razu zabrałam się do szykowania obiadu. Równo o 15 do domu wrócili chłopcy. Posiłek czekał już na stole, zjedliśmy go, później posprzątałam po nim. Roman bawił się u siebie w pokoju, a ja poszłam do salonu, gdzie siedział Moritz. Wtuliłam się w niego...
- Wiesz, że nadal nie mogę w to uwierzyć, że was mam ? - pogłaskał mój brzuch
- ja też nie, nasze życie to jakieś szaleństwo - uśmiechnęłam się
- tyle razy się pieprzyło, a my nadal jesteśmy razem. Chłopcy mieli kiedyś rację, że byliśmy i jesteśmy dla siebie stworzeni - pocałował mnie
- Kocham cię
- Ja ciebie też. Mam pomysł, teraz BVB jedzie na małe wakacje, razem z rodzinami. Może pojedziecie ze mną?
- A gdzie dokładnie?
- Do Francji - spojrzał na mnie
- mm miasto miłości - uśmiechnęłam się
- moja miłość siedzi koło mnie - spojrzał mi w oczy.
- no moja aktualnie też - wpiłam swoje usta w jego.
Siedzieliśmy przytuleni do siebie i oglądaliśmy jakiś film, później dołączył do nas Romek. Wieczór spędziliśmy w bardzo dobrym humorze, śmialiśmy się dużo, rozmawialiśmy. Oczywiście Romuś znów prowadził lamentację na temat co się urodzi. Około 19 poszliśmy we trójkę, znaczy można powiedzieć, że już we czwórkę na spacer. Romek szedł przed nami jak zawsze, ja natomiast trzymałam Moritza za rękę. Wolnym krokiem przemieszczaliśmy się po parkowym chodniku. Wstąpiliśmy jeszcze na hamburgery i wróciliśmy do domu. Byłam zmęczona, więc poszłam od razu się wykąpać i spać, Moritz w tym czasie usypiał Romana. Później dołączył do mnie, wtuliłam się w niego i zasnęłam.
♥ Moritz ♥
Dziś była sobota, lecz nie spałem długo. Nie mogłem spać, nie wiem dlaczego. Gdy otwarłem oczy, Maja jeszcze słodko sobie spała, nie chciałem jej budzić. Tak czy tak codziennie wstaje przed siódmą by uszykować Romka do przedszkola. Delikatnie wstałem by jej nie obudzić i poszedłem się ubrać. Później udałem się do sklepu, po świeże bułki i gazetę. Gdy już kupiłem wszystko wróciłem do domu, położyłem artykuł na stół i zabrałem się do robienia kanapek Około 10 wszyscy razem zasiedliśmy do posiłku. Po nim wziąłem się do czytania gazety, zauważyłem nasze zdjęcie.
- nawet nie wiecie, jak mi was brakowało - pocałował go w główkę
- nam ciebie też - przytulił go mocno
- Romuś, musimy ci z tatą coś powiedzieć - uśmiechnęłam się
- co takiego? - spojrzał na mnie później na Mo
- Będziesz miał siostrzyczkę, lub braciszka - uśmiechnął się Moritz
- naprawdę?, to ja chcę brata - zaśmiał się
- O to już się okaże, ja chcę mieć córeczkę - odwzajemnił gest
- nie ważne co się urodzi, ja będę was kochać najbardziej na świecie - cmoknęłam obu w policzek
- Teraz Romuś chodź, jest już 23, musisz iść spać
- ale przeczytasz mi znów bajeczkę ?
- jasne
- to ja zrobię ci coś do jedzenia, jesteś głodny pewnie - spojrzałam na męża
- Dziękuje, jesteś kochana - pocałował mnie w głowę i poszedł z małym na górę.
***
- hej mamuś - przytulił mnie
- cześć syneczku, jedz póki ciepłe - wskazałam na talerz
- dzięki - uśmiechnął się i zaczął konsumować posiłek
Chwilę później dołączył do nas Moritz, śniadanie mijało w bardzo dobrej atmosferze.
- Tato a skąd się biorą dzieci? - spojrzał na niego poważnie
Mo mało co nie zachłysnął się naleśnikiem, był zmieszany, nie wiedział co mu odpowiedzieć. Nie mogłam wytrzymać ze śmiechu, więc schowałam twarz w dłonie. Po chwili się ogarnęłam
- No bo wiesz synku.. ee.. yy
- tata chce powiedzieć, że dzieci biorą się z tąd, gdy rodzice się mocno kochają
- właśnie
- aa to czyli jak zakocham się w jakiejś dziewczynie, to będę miał z nią dziecko?
- nie, nie o to mi chodzi
- to czyli jak?
- Romek musimy się zbierać, już za dwadzieścia ósma. - wstałam od stołu
Chłopiec pobiegł założyć buty, a ja jeszcze chwilę rozmawiałam z moim mężem
- skąd on bierze takie pytania ? - zaśmiał się
- mnie się pytasz? - odwzajemniłam gest - proszę cię uważaj dzisiaj na tym treningu. Pół roku nie grałeś, musisz uważać na tą nogę. - przytuliłam go
- Obiecuje, że będę uważał - pocałował mnie
- Mamo idziemy?!
- Już! - krzyknęłam - hej - pocałowałam go i wyszłam.
Po drodze spotkaliśmy Weronikę, razem z nią odprowadziłam małego do przedszkola a później poszłyśmy sobie obydwie do kawiarni. Spędziłyśmy w niej prawie trzy godziny, ale w końcu trzeba było sobie poplotkować. O 13 wróciłam do domu, od razu zabrałam się do szykowania obiadu. Równo o 15 do domu wrócili chłopcy. Posiłek czekał już na stole, zjedliśmy go, później posprzątałam po nim. Roman bawił się u siebie w pokoju, a ja poszłam do salonu, gdzie siedział Moritz. Wtuliłam się w niego...
- Wiesz, że nadal nie mogę w to uwierzyć, że was mam ? - pogłaskał mój brzuch
- ja też nie, nasze życie to jakieś szaleństwo - uśmiechnęłam się
- tyle razy się pieprzyło, a my nadal jesteśmy razem. Chłopcy mieli kiedyś rację, że byliśmy i jesteśmy dla siebie stworzeni - pocałował mnie
- Kocham cię
- Ja ciebie też. Mam pomysł, teraz BVB jedzie na małe wakacje, razem z rodzinami. Może pojedziecie ze mną?
- A gdzie dokładnie?
- Do Francji - spojrzał na mnie
- mm miasto miłości - uśmiechnęłam się
- moja miłość siedzi koło mnie - spojrzał mi w oczy.
- no moja aktualnie też - wpiłam swoje usta w jego.
Siedzieliśmy przytuleni do siebie i oglądaliśmy jakiś film, później dołączył do nas Romek. Wieczór spędziliśmy w bardzo dobrym humorze, śmialiśmy się dużo, rozmawialiśmy. Oczywiście Romuś znów prowadził lamentację na temat co się urodzi. Około 19 poszliśmy we trójkę, znaczy można powiedzieć, że już we czwórkę na spacer. Romek szedł przed nami jak zawsze, ja natomiast trzymałam Moritza za rękę. Wolnym krokiem przemieszczaliśmy się po parkowym chodniku. Wstąpiliśmy jeszcze na hamburgery i wróciliśmy do domu. Byłam zmęczona, więc poszłam od razu się wykąpać i spać, Moritz w tym czasie usypiał Romana. Później dołączył do mnie, wtuliłam się w niego i zasnęłam.
♥ Moritz ♥
Dziś była sobota, lecz nie spałem długo. Nie mogłem spać, nie wiem dlaczego. Gdy otwarłem oczy, Maja jeszcze słodko sobie spała, nie chciałem jej budzić. Tak czy tak codziennie wstaje przed siódmą by uszykować Romka do przedszkola. Delikatnie wstałem by jej nie obudzić i poszedłem się ubrać. Później udałem się do sklepu, po świeże bułki i gazetę. Gdy już kupiłem wszystko wróciłem do domu, położyłem artykuł na stół i zabrałem się do robienia kanapek Około 10 wszyscy razem zasiedliśmy do posiłku. Po nim wziąłem się do czytania gazety, zauważyłem nasze zdjęcie.
" Moritz Leitner - będzie ojcem po raz drugi! "
Otworzyłem na wyznaczonej stronie i zacząłem czytać na głos.
" Pomocnik Borussii Dortmund już niedługo po raz drugi będzie ojcem. Wczoraj był razem z swoją żoną i synem na spacerze. Nasz wzrok najbardziej przyciągnął ciążowy brzuszek pani Leitner. Bardzo im gratulujemy i życzymy wymarzonego dziecka... "
Majka spojrzała na mnie z uśmiechem. Prędzej czy później by się tak zaczęło. Moje oczekiwanie rosło z każdą chwilą, chciałem trzymać już tego brzdąca na rękach...
_________________________________________
Głosujcie, kto ma się urodzić :D . Czekam na wasze odpowiedzi ;3. I pozostawiam wam do opinii ;*
Łuuukasz * __ * :D
piątek, 10 maja 2013
Rozdział 22.
Mijał tydzień po tygodniu, później miesiąc po miesiącu. Był to już trzeci miesiąc, który mieszkam razem z synem w Polsce Kontakt miałam tylko z Weroniką i Mario, a Romek często dzwonił do Moritza, lecz ja nie chciałam z nim w ogóle rozmawiać. Dziś od samego rana źle się czułam, kręciło mi się w głowie, wymiotowałam. Zauważyłam też, że przytyłam i to nie troszkę, brzuch stał mi się większy Postanowiłam pójść do lekarza, lecz nie wiedziałam co z Romkiem. Chwyciłam gazetę i poszukałam jakiejś opiekunki, obdzwoniłam wszystkie, lecz żadna z nich nie miała dzisiaj czasu. Przypomniało mi się o mojej koleżance, z domu dziecka. Nie byłyśmy przyjaciółkami, ale kontakt ze sobą miałyśmy bardzo dobry. Na szczęście zawsze miałam jej numer w pamiętniku. Bez wahania do niej przedzwoniłam, opowiadała mi kiedyś, że jest opiekunką do dzieci, ponieważ je kocha i chce poświęcić temu całe życie.
- Hej Amelka, tu Maja pamiętasz mnie ?
- Maja, hej, dobrze cię słyszeć - słyszałam że się uśmiecha - Co słychać?
- Dobrze, tylko mam pytanie, bo ty jesteś opiekunką do dzieci nie ?
- no tak, akurat dziś mam wolne więc z chęcią zajmę się twoim dzieckiem, jeśli o to ci chodzi - zaśmiała się
- Jejku spadasz mi z nieba, kochana jesteś.
- Oj nie ma sprawy, adres i godzinę wyślij mi przez eskę. A ja kończę, ponieważ muszę braciszka nakarmić
- Dziękuje, do zobaczenia...
Gdy skończyłam rozmowę poszłam się przebrać w to. Włosy spięłam sobie w zwykłego koka. Umówiłam się z Amelią na 14, zbliżała się 12, zrobiłam małemu obiad. Zjedliśmy razem i akurat dziewczyna przyszła. Przywitałam się z nią i poszłam do ginekologa. Po trzech godzinach wyszłam już z gabinetu. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Zaczęłam łkać, od razu zadzwoniłam do Wery.
- Hej Majuś, co tam u ciebie ?
- Hej Wera, nie uwierzysz - powiedziałam przez płacz
- Jejku ty płaczesz, co się stało ?
- Jestem z tym idiotą w ciąży
- Moja kochana... przyjechać do ciebie?
- nie nie musisz, ale najlepiej będzie jak on się o niczym nie dowie.
- dobrze, dla ciebie wszystko. Mała ja muszę kończyć, jedziemy z Mario do jego rodziców.
- Jasne, hej.
Wróciłam do domu, chciałam zapłacić Amelii za opiekę lecz nie chciała. Pożegnała się tylko i wyszła. Ja bawiłam się z Romkiem i czasem płakałam..
♥ Moritz ♥
Od trzech miesięcy, nie miałem kontaktu ze swoją własną żoną. Moje życie straciło sens. Codziennie wieczorami zatracałem się w smakach piwa, wódki i różnych win. Później w takim stanie wychodziłem z domu i dobijałem się do domu Weroniki. Dziewczyna bała się już trochę, Mario zawsze odprowadzał mnie do domu, i czekał tak długo aż nie zasnę. Dziś znów miałem ochotę się upić. Poszedłem po trunek do supermarketu. Już wychodziłem, gdy spotkałem właśnie ich.
- Człowieku, znów chcesz się upić. Zaraz wylądujesz w piachu przez ten alkohol - wyrwał mi go z rąk w wyrzucił do śmietnika
- Oddawaj, nie mam dla kogo żyć więc po chuj mam być trzeźwy? - zdenerwowałem się
- Mario, powiemy mu?, on musi ich odzyskać, jak ma się upić to lepiej jakby się dowiedział - spojrzała na niego
- No okey, ale jak coś to twój pomysł
- Słuchaj Majka jest w Warszawie, adres masz tutaj na tej kartce. I weź ją odzyskaj bo nie mam zamiaru cię chować! - powiedziała Wera
- Dzięki, jesteście najlepsi! - przytuliłem ich
- Leć już lepiej ich odzyskaj
- Dzięki
Pobiegłem do domu, wrzuciłem do walizki kilka ciuchów sprawdziłem czy są jakieś loty na tą chwilę. Na szczęście był. Ostatni na dzisiaj na 18, a była już 17. Akurat było ostatnie miejsce zabukowałem go i szybko pojechałem na lotnisko. Po jakimś czasie byłem już w Warszawie, znałem polski na tyle dobrze, że potrafiłem dogadać się z taksówkarzem, który zawiózł mnie pod jej dom. Stanąłem przed drzwiami, serce zaczęło mi bić szybciej. Zapukałem lecz nikt nie otwierał, znów zapukałem. Nadal nikt nie otwierał. Postanowiłem wejść sam do środka, nikogo w salonie nie zastałem. Porozglądałem się trochę po mieszkaniu na dole jej nie było. Po cichu wszedłem na górę, sprawdziłem jeden pokój, nie było ich. Poszedłem do drugiego. Majka czytała akurat Romkowi bajkę, stanąłem w drzwiach by mnie nie zauważyli. Do moich oczu napłynęły łzy, brakowało mi ich...
- I żyli długo i szczęśliwie ...
- Mamo, a ty kochasz tatusia?
- Najbardziej na świecie
- a tatuś kocha ciebie ?
- to jego o to musisz zapytać. Ale jeśli jest ze mną... - nie dokończyła.
- Kocha najbardziej na świecie, nie wyobraża sobie życia bez niej i was - dokończyłem za nią
- TATUŚ! - krzyknął
- Cześć miśku - przytuliłem go - śpij już, widzę że ci się spać chcę. Dobranoc - widziałem że ziewa.
Majka chwyciła mnie za rękę i wyszliśmy do kuchni. Nie była zadowolona moim widokiem
- Co ty tu robisz?! nie chcę cię znać - oparła się o szafkę
- Możesz mi tylko wytłumaczyć, dlaczego ode mnie odeszłaś? co ja ci takiego zrobiłem - spojrzałem jej w oczy
- Jak to co ?! zdradziłeś mnie ! - powiedziała głośniej
- Nigdy w życiu cię nie zdradziłem!, o czym ty w ogóle mówisz
- Nie?, ja obściskuje się w parku z jakąś blondynką i daje jej kwiaty...
- Co ty? - pomyślałem o Ash - Chodzi ci o Ashley, moją kuzynkę. Przecież wiesz że jest dla mnie jak siostra, miałem jej tylko dłoń uścisnąć?
- Ashley? ta ...
- Tak Ash ta z Paryża, która niestety nie mogła przyjechać na nasz ślub. Majka! - podszedłem do niej bliżej - Kocham tylko ciebie, nikogo więcej. Znaczy się jeszcze Romana. - wtuliłem się w nią
- Jest jeszcze coś.. - spojrzała na swój brzuch.
Jak ja mogłem nie zauważyć. Jej brzuch stał się większy. Pierwsza myśl była tylko jedna, jest w ciąży. Zostanę ojcem, jestem najszczęśliwszy na świecie. Będę miał kochaną żonę przy sobie i do tego dwójkę wspaniałych dzieci. Czegóż chcieć więcej..
- Jesteś w ciąży? - zapytałem z iskierkami w oczach
Skinęła głową. Do jej oczu napłynęły łzy. Przytuliłem ją najmocniej jak potrafiłem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. Ale jest jeszcze jedno..
- co takiego? - przestraszyła się
- Będę jeszcze szczęśliwszy, jak pomiędzy nami będzie tak jak dawniej - spojrzałem jej głęboko w oczy
- O niczym innym nie marzę - wpiła swoje usta w moje.
_______________________________________________
No to macie taky yhh :D . Pisany przy Agnieszce więc nie dziwcie się że taki syfowy haha :d . Ona mnie rozprasza pretensje do niej haha :D . Pozdrawiam ; *
- Hej Amelka, tu Maja pamiętasz mnie ?
- Maja, hej, dobrze cię słyszeć - słyszałam że się uśmiecha - Co słychać?
- Dobrze, tylko mam pytanie, bo ty jesteś opiekunką do dzieci nie ?
- no tak, akurat dziś mam wolne więc z chęcią zajmę się twoim dzieckiem, jeśli o to ci chodzi - zaśmiała się
- Jejku spadasz mi z nieba, kochana jesteś.
- Oj nie ma sprawy, adres i godzinę wyślij mi przez eskę. A ja kończę, ponieważ muszę braciszka nakarmić
- Dziękuje, do zobaczenia...
Gdy skończyłam rozmowę poszłam się przebrać w to. Włosy spięłam sobie w zwykłego koka. Umówiłam się z Amelią na 14, zbliżała się 12, zrobiłam małemu obiad. Zjedliśmy razem i akurat dziewczyna przyszła. Przywitałam się z nią i poszłam do ginekologa. Po trzech godzinach wyszłam już z gabinetu. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Zaczęłam łkać, od razu zadzwoniłam do Wery.
- Hej Majuś, co tam u ciebie ?
- Hej Wera, nie uwierzysz - powiedziałam przez płacz
- Jejku ty płaczesz, co się stało ?
- Jestem z tym idiotą w ciąży
- Moja kochana... przyjechać do ciebie?
- nie nie musisz, ale najlepiej będzie jak on się o niczym nie dowie.
- dobrze, dla ciebie wszystko. Mała ja muszę kończyć, jedziemy z Mario do jego rodziców.
- Jasne, hej.
Wróciłam do domu, chciałam zapłacić Amelii za opiekę lecz nie chciała. Pożegnała się tylko i wyszła. Ja bawiłam się z Romkiem i czasem płakałam..
♥ Moritz ♥
Od trzech miesięcy, nie miałem kontaktu ze swoją własną żoną. Moje życie straciło sens. Codziennie wieczorami zatracałem się w smakach piwa, wódki i różnych win. Później w takim stanie wychodziłem z domu i dobijałem się do domu Weroniki. Dziewczyna bała się już trochę, Mario zawsze odprowadzał mnie do domu, i czekał tak długo aż nie zasnę. Dziś znów miałem ochotę się upić. Poszedłem po trunek do supermarketu. Już wychodziłem, gdy spotkałem właśnie ich.
- Człowieku, znów chcesz się upić. Zaraz wylądujesz w piachu przez ten alkohol - wyrwał mi go z rąk w wyrzucił do śmietnika
- Oddawaj, nie mam dla kogo żyć więc po chuj mam być trzeźwy? - zdenerwowałem się
- Mario, powiemy mu?, on musi ich odzyskać, jak ma się upić to lepiej jakby się dowiedział - spojrzała na niego
- No okey, ale jak coś to twój pomysł
- Słuchaj Majka jest w Warszawie, adres masz tutaj na tej kartce. I weź ją odzyskaj bo nie mam zamiaru cię chować! - powiedziała Wera
- Dzięki, jesteście najlepsi! - przytuliłem ich
- Leć już lepiej ich odzyskaj
- Dzięki
Pobiegłem do domu, wrzuciłem do walizki kilka ciuchów sprawdziłem czy są jakieś loty na tą chwilę. Na szczęście był. Ostatni na dzisiaj na 18, a była już 17. Akurat było ostatnie miejsce zabukowałem go i szybko pojechałem na lotnisko. Po jakimś czasie byłem już w Warszawie, znałem polski na tyle dobrze, że potrafiłem dogadać się z taksówkarzem, który zawiózł mnie pod jej dom. Stanąłem przed drzwiami, serce zaczęło mi bić szybciej. Zapukałem lecz nikt nie otwierał, znów zapukałem. Nadal nikt nie otwierał. Postanowiłem wejść sam do środka, nikogo w salonie nie zastałem. Porozglądałem się trochę po mieszkaniu na dole jej nie było. Po cichu wszedłem na górę, sprawdziłem jeden pokój, nie było ich. Poszedłem do drugiego. Majka czytała akurat Romkowi bajkę, stanąłem w drzwiach by mnie nie zauważyli. Do moich oczu napłynęły łzy, brakowało mi ich...
- I żyli długo i szczęśliwie ...
- Mamo, a ty kochasz tatusia?
- Najbardziej na świecie
- a tatuś kocha ciebie ?
- to jego o to musisz zapytać. Ale jeśli jest ze mną... - nie dokończyła.
- Kocha najbardziej na świecie, nie wyobraża sobie życia bez niej i was - dokończyłem za nią
- TATUŚ! - krzyknął
- Cześć miśku - przytuliłem go - śpij już, widzę że ci się spać chcę. Dobranoc - widziałem że ziewa.
Majka chwyciła mnie za rękę i wyszliśmy do kuchni. Nie była zadowolona moim widokiem
- Co ty tu robisz?! nie chcę cię znać - oparła się o szafkę
- Możesz mi tylko wytłumaczyć, dlaczego ode mnie odeszłaś? co ja ci takiego zrobiłem - spojrzałem jej w oczy
- Jak to co ?! zdradziłeś mnie ! - powiedziała głośniej
- Nigdy w życiu cię nie zdradziłem!, o czym ty w ogóle mówisz
- Nie?, ja obściskuje się w parku z jakąś blondynką i daje jej kwiaty...
- Co ty? - pomyślałem o Ash - Chodzi ci o Ashley, moją kuzynkę. Przecież wiesz że jest dla mnie jak siostra, miałem jej tylko dłoń uścisnąć?
- Ashley? ta ...
- Tak Ash ta z Paryża, która niestety nie mogła przyjechać na nasz ślub. Majka! - podszedłem do niej bliżej - Kocham tylko ciebie, nikogo więcej. Znaczy się jeszcze Romana. - wtuliłem się w nią
- Jest jeszcze coś.. - spojrzała na swój brzuch.
Jak ja mogłem nie zauważyć. Jej brzuch stał się większy. Pierwsza myśl była tylko jedna, jest w ciąży. Zostanę ojcem, jestem najszczęśliwszy na świecie. Będę miał kochaną żonę przy sobie i do tego dwójkę wspaniałych dzieci. Czegóż chcieć więcej..
- Jesteś w ciąży? - zapytałem z iskierkami w oczach
Skinęła głową. Do jej oczu napłynęły łzy. Przytuliłem ją najmocniej jak potrafiłem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. Ale jest jeszcze jedno..
- co takiego? - przestraszyła się
- Będę jeszcze szczęśliwszy, jak pomiędzy nami będzie tak jak dawniej - spojrzałem jej głęboko w oczy
- O niczym innym nie marzę - wpiła swoje usta w moje.
_______________________________________________
No to macie taky yhh :D . Pisany przy Agnieszce więc nie dziwcie się że taki syfowy haha :d . Ona mnie rozprasza pretensje do niej haha :D . Pozdrawiam ; *
czwartek, 9 maja 2013
Rozdział 21.
Myślałam, że wszystko będzie już jak w bajce, że nic nie stanie nam już na drodze do tego cholernego szczęścia. Lecz jak zawsze się myliłam, dlaczego zawsze jak się zaczyna układać wszystko się pieprzy!?. Dzisiejszy dzień mogłam zaliczyć do najgorszych w całym moim życiu, nie spodziewałam się tego zwłaszcza po moim własnym mężu, którego kochałam najmocniej na świecie, który był dla mnie całym moim życiem, sercem. Był po prostu całą częścią mnie, gdy obudziłam się jego już nie było przy mnie, wiedziałam że poszedł na trening chłopaków, nie przeszkadzało mi to. Nawet nie zdążyłam wstać, ponieważ Romek wparował do mojego pokoju, zaczął skakać po łóżku i śmiać się.
- Mamusiu jestem głodny - usiadł w końcu
- To chodź misiaczku, zrobimy naleśniki co? - uśmiechnęłam się
- Taak! - klasnął w rączki
Zeszliśmy na dół, przygotowałam mu posiłek, a w tym czasie co go jadł poszłam się ubrać. Wzięłam rzeczy z szafki, wykąpałam się i ubrałam w to . Zeszłam na dół, Romuś bawił się już w salonie, posprzątałam kuchnię i podeszłam do niego.
- Skarbie, może pójdziemy na plac zabaw co? - spojrzałam na niego
- Taak! - krzyknął i migiem zakładał buty - a pójdziemy na lody?
- Oczywiście, a czy mi się zdaje czy kończysz seplenić? - uśmiechnęłam się
- Może - odpowiedział
- Mój mężczyzna - poczochrałam mu włosy
Zamknęłam dom i poszliśmy na plac zabaw, spędziliśmy tam prawie trzy godziny, w drodze powrotnej wstąpiliśmy na lody i własnie się zaczęło..
- Mamo...
- Słucham?
- To nie jest tata? - spojrzał na mnie
- Gdzie? - zaczęłam się rozglądać
- No tam z tą panią i kwiatami - wskazał palcem
Spojrzałam w tamtą stronę, to był on. Dawał jakiejś blondynce bukiet czerwonych róż i mocno ją przytulał. Zdradza mnie. Nie mogłam w to uwierzyć, do oczu napływały mi łzy.
- Nie, pomyliło ci się coś, chodź wracamy...
- no dobrze
Nie chciałam mówić mu prawdy, co miałam mu powiedzieć, twój tato mnie zdradza. Wiedziałam tylko jedno, nie chcę go znać, nie chcę słuchać jego tłumaczeń. Zabieram Romana i wyjeżdżam do Polski jeszcze dziś. Gdy tylko wróciliśmy do domu, chłopiec poszedł się pobawić, a ja zaczęłam pakować swoje walizki, a później wzięłam się za pakowanie jego. Zajęło mi to niecałe półgodziny. Szybko chwyciłam za laptopa, na szczęście były wolne miejsca na lot do Warszawy. Zabukowałam je i poszłam do Romana.
- Słuchaj synku, chodź zbieramy się. Musimy wyjechać na trochę - powiedziałam ze łzami w oczach
- a tatuś ? - spojrzał na mnie
- tatuś nie może, ale będzie do ciebie dzwonił
- ale ja nie chcę mamo!...
- musimy synku, chodź zaraz mamy samolot.
Nie chętnie, ale zgodził się. Zamówiłam taksówkę i pojechałam na lotnisko. Kilka godzin później szliśmy już po lotnisku w Warszawie, udaliśmy się do mojego starego domu, położyłam małego spać i płakałam pół nocy. Tylko Weronika wiedziała gdzie jestem, ponieważ tylko ją poinformowałam o zaistniałej sytuacji. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam...
♥ Moritz ♥
Dziś spotkałem się z moją ukochaną kuzynką, która przyleciała z Paryża, by mnie odwiedzić a zarazem poznać moją ukochaną żonę i synka. Pojechałem po nią do parku, którym spacerowała, dałem jej bukiet kwiatów i mocno uściskałem. Ashley traktowałem jak siostrę, była dla mnie ważna. Gdy wróciliśmy razem do domu nikogo nie było. Pomyślałem, że Majka na pewno wyszła z Romkiem na plac zabaw. Ale mijały dwie godziny, trzy, cztery a oni nie wracali. Bardzo się zmartwiłem, od razu pojechałem do Weroniki. Ona na pewno coś wiedziała.
- Siemka, wiesz gdzie Majka i Romek, nie wracają do domu od czterech godzin martwię się o nich.
- Ty zdrajco się o nich martwisz?! . Weź ją lepiej zostaw w spokoju, już dosyć ją zraniłeś! - krzyknęła
- Ale o co ci chodzi? - nie rozumiałem jej
- Zapytaj swojej koleżaneczki z parku! - znów krzyknęła i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem
Wróciłem do domu, Ash już spała, skierowałem się do sypialni i zacząłem płakać. Nie wiedziałem o co im chodzi, jaką koleżankę z parku o kogo im chodziło?, gdzie jest Majka. Do cholery jasnej czy to życie musi być tak pojebane!!!
______________________________________________________________
Taki sobie z kilkoma przekleństwami xd za które przepraszam ale mój humor jest dziś taki że inaczej nie umiem opisać więc dlatego taki rozdział :d . Czekam na waszą krytykę, ponieważ na pochwałę on nie zasługuje ;3 ;p. tutaj macie Ashley oraz łapcie Marco i Łukasza * ___ * zakochałam się w nim ;d
Jak macie jakieś pytania pytać :3 - http://ask.fm/Buniaaaaa
- Mamusiu jestem głodny - usiadł w końcu
- To chodź misiaczku, zrobimy naleśniki co? - uśmiechnęłam się
- Taak! - klasnął w rączki
Zeszliśmy na dół, przygotowałam mu posiłek, a w tym czasie co go jadł poszłam się ubrać. Wzięłam rzeczy z szafki, wykąpałam się i ubrałam w to . Zeszłam na dół, Romuś bawił się już w salonie, posprzątałam kuchnię i podeszłam do niego.
- Skarbie, może pójdziemy na plac zabaw co? - spojrzałam na niego
- Taak! - krzyknął i migiem zakładał buty - a pójdziemy na lody?
- Oczywiście, a czy mi się zdaje czy kończysz seplenić? - uśmiechnęłam się
- Może - odpowiedział
- Mój mężczyzna - poczochrałam mu włosy
Zamknęłam dom i poszliśmy na plac zabaw, spędziliśmy tam prawie trzy godziny, w drodze powrotnej wstąpiliśmy na lody i własnie się zaczęło..
- Mamo...
- Słucham?
- To nie jest tata? - spojrzał na mnie
- Gdzie? - zaczęłam się rozglądać
- No tam z tą panią i kwiatami - wskazał palcem
Spojrzałam w tamtą stronę, to był on. Dawał jakiejś blondynce bukiet czerwonych róż i mocno ją przytulał. Zdradza mnie. Nie mogłam w to uwierzyć, do oczu napływały mi łzy.
- Nie, pomyliło ci się coś, chodź wracamy...
- no dobrze
Nie chciałam mówić mu prawdy, co miałam mu powiedzieć, twój tato mnie zdradza. Wiedziałam tylko jedno, nie chcę go znać, nie chcę słuchać jego tłumaczeń. Zabieram Romana i wyjeżdżam do Polski jeszcze dziś. Gdy tylko wróciliśmy do domu, chłopiec poszedł się pobawić, a ja zaczęłam pakować swoje walizki, a później wzięłam się za pakowanie jego. Zajęło mi to niecałe półgodziny. Szybko chwyciłam za laptopa, na szczęście były wolne miejsca na lot do Warszawy. Zabukowałam je i poszłam do Romana.
- Słuchaj synku, chodź zbieramy się. Musimy wyjechać na trochę - powiedziałam ze łzami w oczach
- a tatuś ? - spojrzał na mnie
- tatuś nie może, ale będzie do ciebie dzwonił
- ale ja nie chcę mamo!...
- musimy synku, chodź zaraz mamy samolot.
Nie chętnie, ale zgodził się. Zamówiłam taksówkę i pojechałam na lotnisko. Kilka godzin później szliśmy już po lotnisku w Warszawie, udaliśmy się do mojego starego domu, położyłam małego spać i płakałam pół nocy. Tylko Weronika wiedziała gdzie jestem, ponieważ tylko ją poinformowałam o zaistniałej sytuacji. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam...
♥ Moritz ♥
Dziś spotkałem się z moją ukochaną kuzynką, która przyleciała z Paryża, by mnie odwiedzić a zarazem poznać moją ukochaną żonę i synka. Pojechałem po nią do parku, którym spacerowała, dałem jej bukiet kwiatów i mocno uściskałem. Ashley traktowałem jak siostrę, była dla mnie ważna. Gdy wróciliśmy razem do domu nikogo nie było. Pomyślałem, że Majka na pewno wyszła z Romkiem na plac zabaw. Ale mijały dwie godziny, trzy, cztery a oni nie wracali. Bardzo się zmartwiłem, od razu pojechałem do Weroniki. Ona na pewno coś wiedziała.
- Siemka, wiesz gdzie Majka i Romek, nie wracają do domu od czterech godzin martwię się o nich.
- Ty zdrajco się o nich martwisz?! . Weź ją lepiej zostaw w spokoju, już dosyć ją zraniłeś! - krzyknęła
- Ale o co ci chodzi? - nie rozumiałem jej
- Zapytaj swojej koleżaneczki z parku! - znów krzyknęła i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem
Wróciłem do domu, Ash już spała, skierowałem się do sypialni i zacząłem płakać. Nie wiedziałem o co im chodzi, jaką koleżankę z parku o kogo im chodziło?, gdzie jest Majka. Do cholery jasnej czy to życie musi być tak pojebane!!!
______________________________________________________________
Taki sobie z kilkoma przekleństwami xd za które przepraszam ale mój humor jest dziś taki że inaczej nie umiem opisać więc dlatego taki rozdział :d . Czekam na waszą krytykę, ponieważ na pochwałę on nie zasługuje ;3 ;p. tutaj macie Ashley oraz łapcie Marco i Łukasza * ___ * zakochałam się w nim ;d
Jak macie jakieś pytania pytać :3 - http://ask.fm/Buniaaaaa
Uwaga!
Nowy rozdział pojawi się dopiero dziś wieczorem lub jutro, ponieważ u mnie jest burza i net mi słabo chodzi, przepraszam ; c
wtorek, 7 maja 2013
Rozdział 20.
♥ Moritz ♥
W końcu dziś wychodziłem ze szpitala, bardzo cieszyłem się z tego powodu. Nie mogłem już tam wytrzymać. Nic nie mówiłem Majce, chciałem jej zrobić niespodziankę, odebrał mnie Leo, który wczoraj wrócił do Dortmundu. Rzeczy miałem już spakowane, czekałem na lekarza, który właśnie otwierał drzwi od pokoju. Wytłumaczył mi wszystko, podziękowałem mu i ruszyłem przed szpital. Rozglądałem się chwilę w poszukiwaniu auta przyjaciela. W końcu go znalazłem. Wsiadłem do środka i ruszyliśmy.
- No siemanko, i jak się czujesz? - uśmiechnął się
- Powiem szczerze, że zajebiście - zaśmiałem się
- szczerości ci nie brakuje - powiedział oficjalnie po czym wybuchnęliśmy śmiechem. O 13 byłem już w domu, wszedłem do środka. Romek od razu na mnie wskoczył.
- Tatiuśśśśś!!!!!!!! - krzyknął a ja wziąłem go na ręce
- Cześć misiaczku - cmoknąłem go w główkę - a gdzie masz mamusię?
- Tutaj - zaśmiała się - Mogłeś powiedzieć przyjechalibyśmy po ciebie - pocałowała mnie namiętnie
- Chciałem wam zrobić niespodziankę, chociaż że później będzie inna - zaśmiałem się
- Ty mój tygrrysie - wybuchła śmiechem. - chodźcie na obiad
Zjedliśmy posiłek, wziąłem tabletki, które przepisał mi lekarz. Wyszedłem na chwilę do sklepu, widziałem coś, co musiałem kupić dla Romana. Po godzinie wróciłem z fotelem, który zawsze mu się marzył. Poszedłem do jego pokoju, akurat kopał sobie piłkę o ścianę.
- Patrz książę co mam dla ciebie, mama mówiła że chciałeś taki - uśmiechnąłem się
- tatuś, dzieńkuje. jaki fajiny - przytulił mnie
- to się cieszę, że ci się podoba - pogłaskałem go
- jaśne, zie tak! - krzyknął i od razu na niego usiadł.
Zszedłem na dół, gdzie aktualnie znajdowała się Majka. Usiadłem obok niej na kanapie i przytuliłem ją. Po jakiejś godzinie postanowiłem ich wziąć na spacer. Ubraliśmy się cieplej, ponieważ była już 18. Zamknąłem dom i ruszyliśmy przez park. Mały biegał, skakał przed nami a my się z niego śmialiśmy.
- Wiesz jak się cieszę, że was mam - cmoknąłem ją w usta
- Ja też i to bardzo, nie wyobrażałabym teraz sobie innego ojca dla mojego dziecka - uśmiechnęła się i przytuliła
- A ja innej żony i matki. Jesteś najwspanialszą kobietą na świecie - znów ją pocałowałem
Wróciliśmy do domu około 20, wykąpałem Romka, poczytałem mu książkę i czekałem aż długo nie zaśnie. Gdy już to zrobił skierowałem się do Majki, która była w sypialni i oglądała jakiś film. Położyłem się obok niej i zacząłem całować ją po szyi. Brakowało nam swojej bliskości.
____________________________________
El romantiko hahah jprld bierze mnie :d. Przepraszam! ;p. Rozdział nijaki i bardzo króciutki ale cóż obiecałam ^^. Na przeproszenie daje wam Łukasza ♥
W końcu dziś wychodziłem ze szpitala, bardzo cieszyłem się z tego powodu. Nie mogłem już tam wytrzymać. Nic nie mówiłem Majce, chciałem jej zrobić niespodziankę, odebrał mnie Leo, który wczoraj wrócił do Dortmundu. Rzeczy miałem już spakowane, czekałem na lekarza, który właśnie otwierał drzwi od pokoju. Wytłumaczył mi wszystko, podziękowałem mu i ruszyłem przed szpital. Rozglądałem się chwilę w poszukiwaniu auta przyjaciela. W końcu go znalazłem. Wsiadłem do środka i ruszyliśmy.
- No siemanko, i jak się czujesz? - uśmiechnął się
- Powiem szczerze, że zajebiście - zaśmiałem się
- szczerości ci nie brakuje - powiedział oficjalnie po czym wybuchnęliśmy śmiechem. O 13 byłem już w domu, wszedłem do środka. Romek od razu na mnie wskoczył.
- Tatiuśśśśś!!!!!!!! - krzyknął a ja wziąłem go na ręce
- Cześć misiaczku - cmoknąłem go w główkę - a gdzie masz mamusię?
- Tutaj - zaśmiała się - Mogłeś powiedzieć przyjechalibyśmy po ciebie - pocałowała mnie namiętnie
- Chciałem wam zrobić niespodziankę, chociaż że później będzie inna - zaśmiałem się
- Ty mój tygrrysie - wybuchła śmiechem. - chodźcie na obiad
Zjedliśmy posiłek, wziąłem tabletki, które przepisał mi lekarz. Wyszedłem na chwilę do sklepu, widziałem coś, co musiałem kupić dla Romana. Po godzinie wróciłem z fotelem, który zawsze mu się marzył. Poszedłem do jego pokoju, akurat kopał sobie piłkę o ścianę.
- Patrz książę co mam dla ciebie, mama mówiła że chciałeś taki - uśmiechnąłem się
- tatuś, dzieńkuje. jaki fajiny - przytulił mnie
- to się cieszę, że ci się podoba - pogłaskałem go
- jaśne, zie tak! - krzyknął i od razu na niego usiadł.
Zszedłem na dół, gdzie aktualnie znajdowała się Majka. Usiadłem obok niej na kanapie i przytuliłem ją. Po jakiejś godzinie postanowiłem ich wziąć na spacer. Ubraliśmy się cieplej, ponieważ była już 18. Zamknąłem dom i ruszyliśmy przez park. Mały biegał, skakał przed nami a my się z niego śmialiśmy.
- Wiesz jak się cieszę, że was mam - cmoknąłem ją w usta
- Ja też i to bardzo, nie wyobrażałabym teraz sobie innego ojca dla mojego dziecka - uśmiechnęła się i przytuliła
- A ja innej żony i matki. Jesteś najwspanialszą kobietą na świecie - znów ją pocałowałem
Wróciliśmy do domu około 20, wykąpałem Romka, poczytałem mu książkę i czekałem aż długo nie zaśnie. Gdy już to zrobił skierowałem się do Majki, która była w sypialni i oglądała jakiś film. Położyłem się obok niej i zacząłem całować ją po szyi. Brakowało nam swojej bliskości.
____________________________________
El romantiko hahah jprld bierze mnie :d. Przepraszam! ;p. Rozdział nijaki i bardzo króciutki ale cóż obiecałam ^^. Na przeproszenie daje wam Łukasza ♥
poniedziałek, 6 maja 2013
Rozdział 19.
Następnego dnia około 12 razem z Romkiem pojechaliśmy do Moritza. Mały stęsknił się za ojcem, chociaż że nie widział go tylko jeden dzień. Około 13 byliśmy już pod salą. Weszliśmy do sali w której leżał. Na nasz widok od razu pojawił mu się uśmiech na twarzy. Mały od razu podbiegł do niego i wskoczył mu na łóżko.
- Romuś, uważaj - powiedziałam
- Majuś daj spokój, wszystko jest dobrze. Nawet nie wiesz jak się za wami stęskniłem - uśmiechnął się
- A tatiuś kiedy wlaca do domciu ?
- Już niedługo syneczku - pogłaskał go po główce
- Tio dobśe - przytulił go mocno
- I jak się czujesz? - spytałam siadając obok jego łóżka
- Lepiej, naprawdę was przepraszam myszko - chwycił moją dłoń
- Moritz, bo zaraz się obrażę! - podniosłam głos - skarbie to nie twoja wina no...
- Oj no dobrze, dobrze - zaśmiał się
- Tatiuś a wieś, źe cie kochamy ?
- Oj wiem misiaczku, ja was też i to bardzo, bardzo mocno - przytulił go i uśmiechnął się
Czas w szpitalu mijał bardzo szybko, nawet nie zdążyliśmy się odwrócić a była już 20. Postanowiłam wracać do domu, pożegnałam się z Mo i wróciliśmy. Roman zasnął po drodze, nie chciałam go budzić, więc wzięłam go na ręce i zaniosłam do domu. Ledwo co otworzyłam drzwi a mały się obudził.
- Chodź, zrobię ci kanapki a później pójdziemy się wykąpać a później spać bo zmęczony jesteś co? - pogłaskałam go
- Dobsie - pobiegł do kuchni
Gdy zjadł wykąpałam go i położyłam spać. Przeczytałam mu bajkę i zasnął. Poszłam posprzątać po kolacji, przegryzłam też kanapkę i poszłam się położyć.
♥ Moritz ♥
Tak bardzo stęskniłem się za moją ukochaną i synkiem. Chciałbym spędzać każdy dzień z nimi. Obudzić się przy żonie, ale to już niedługo. Za dwa dni miałem wyjść, wyniki były dobre. Czułem się też dobrze więc nie było problemu o wyjście do domu. Musiałem tylko odłożyć treningi, nie mogłem grać przynajmniej przez pół roku, ale była też opcja, że więcej. Okaże się później, teraz będę pół roku przy moich dwóch skarbach. Leo z Angelą wracali już do domu, jego babcia niestety zmarła, nie dało się jej uratować. Chłopak trochę się załamał ale wiedział, że nie może ponieważ jego najukochańsza babcia wyzwałaby go za to. Dziś nie spodziewałem się tego kto mnie odwiedzi, bardzo ucieszyłem się z ich widoku.
- Siemanko stary, co tam? jak się czujesz? - spytał Mario
- Siema wam, lepiej, już nic nie boli - uśmiechnąłem się
- To to super - zaśmiał się Nuri - a kiedy wracasz do nas ?
- niestety najszybciej za pół roku, a jak nie to dopiero za rok.
- ułł, przykro nam, ale wiesz mamy nadzieję że będziesz przychodził na mecze i treningi chociaż pogadać?
- Człowieku, gdybym nie przychodził to chyba bym umarł - zaśmiałem się - nie przeżyłbym dnia gdybym was nie widział
- ojejku jaki nasz Moritz jest kochaniutki - palnął Marco, na co my odpowiedzieliśmy wybuchem śmiechu.
- Dziś Majki nie będzie? - spytał Santana
- Nie, kazałem jej nie przyjeżdżać, niech będzie trochę w domu, odpocznie, ona ma jeszcze Romana na głowie, który pewnie daje jej mocno w kość.
- wspaniały z ciebie mąż i ojciec do tego - uśmiechnął się Klopp.
- i trener ma rację - przyznał mu rację Mats
Popołudnie z chłopakami minęło mi bardzo dobrze, dużo się śmialiśmy, żartowaliśmy. Wieczorem zadzwoniłem do Majki, od razu odebrała
- hej kochanie jak tam u was?
- cześć miśku, dobrze, Romuś właśnie zasnął. A ty jak cię czujesz skarbie?
- Bardzo dobrze, jutro wychodzę więc was poro spieszczam - zaśmiałem się
- mhhm kusząca propozycja już nie mogę się doczekać - odpowiedziała mi tym samym
- no ja też nie
Rozmawialiśmy ze sobą chyba trzy godziny, czułem jakby nie widziałem jej rok a był to tylko jeden dzień. Tęskniłem za nimi bardzo...
____________________________________________
yhh nie wyszedł, jestem zmęczona po dzisiejszym dniu, jeszcze prawie cały dzień prądu nie było matko -,-. Idzie oszaleć ;d. Jutro też nie wiem czy dodam, ponieważ też nie ma być prądu.
sobota, 4 maja 2013
Rozdział 18.
Z tygodnia na tydzień Romek rósł jak na drożdżach. Oboje już byli w domu, mogłem mieć ich pod stałą opieką. Byli dla mnie wszystkim, Roman uwielbiał wujka Mario i Marco, którzy cały wolny czas spędzali u nas na zabawie z nim. Nie przeszkadzało nam to, on był dzieckiem, oni byli dziećmi. Niestety Leo musiał wyjechać do rodziny razem z Angelą. Nie wiadomo było kiedy wrócą, jego babcia zachorowała na raka. I to najgorszego, chciał jakoś pomóc rodzinie. Nie widział swojego chrześniaka od chrzcin. Lecz były telefony, skype. Trzymali się nieźle, jak na taką wiadomość. Majka była bardzo szczęśliwa od kiedy mały przyszedł na świat, na jej twarzy cały czas gościł szeroki uśmiech. Byliśmy zgodni, do małego wstawaliśmy na zmianę. Obiad też czasem próbowałem ugotować. Dziś miałem złe przeczucie, od samego rana czułem, że coś się stanie. Bałem się o moją rodzinę. To uczucie nie dawało mi spokoju, miałem nadzieję, że prędzej czy później wróci normalne uczucie, lecz się myliłem. Obudził nas mały Romek, który wparował nam do pokoju i zaczął skakać po łóżku.
- Romuś co ci mówiłem - spojrzałem na niego
- zje nie wolnio skjakać po łóźku
- no więc właśnie, dlaczego mój mały brzdąc skacze?
- bio to faine - uśmiechnął się i usiadł mi na brzuchu
- nie wolno skakać bo zepsujesz nam łóżeczko i będziemy musieli spać u ciebie w pokoju, a tego chyba nie chcesz co ? - zaśmiałem się i zacząłem go łaskotać
- tata nie rjób, to łaśkoće. Nie tio jeśt mój pokojik! prafda mamo ?
- tak syneczku - uśmiechnęła się - to jak moje skarby co chcecie na śniadanie?
- naleśniki!!! - krzyknął Romuś
- no to jak sobie królewicz życzy - zaśmiała się i zeszła do kuchni.
- idziemy się ubrać szkrabie ? - spytałem
- ale ja chće bluźkę od wuja Malco tą z boruśi - zeskoczył z łóżka i czekał na mnie
- Okey, jak sobie życzysz - poczochrałem mu włosy
Poszedłem z małym do pokoju, wziąłem jego ciuchy z szafki i skierowaliśmy się do łazienki. Wykąpałem go, ubrałem i zeszliśmy na śniadanie. Majka już czekała na nas z posiłkiem. Zjedliśmy i posprzątałem. Romek pobiegł do swojego pokoju by się pobawić, ja natomiast siedziałem z Mają w salonie i oglądaliśmy film. Dziewczyna oczywiście zauważyła moje zaniepokojenie w oczach.
- Skarbie co jest, coś ci jest? - spojrzała mi w oczy
- mam przeczucie, że coś się dzisiaj stanie. Boję się o was, może pójdziecie ze mną na trening będę spokojniejszy?
- nie bój się, Weronika przychodzi dziś, będzie się nami opiekować. To ja się o ciebie powinnam martwić a nie odwrotnie.
- Ja jestem mężczyzną, ojcem i mężem więc ja powinienem chronić swoją rodzinę - uśmiechnąłem się - dobra ja lecę się spakować i spadam na trening - pocałowałem ją w czoło.
Jak powiedziałem tak zrobiłem. Przez to uczucie, które mnie męczyło postanowiłem iść na piechotę. Na stadion nie miałem daleko. Wszedłem do środka i skierowałem się do szatni...
♥ Majka ♥
Bardzo bałam się o Moritza, najchętniej nie chciałabym żeby wychodził z domu na ten głupi trening, ale co miałam zrobić. Przy kłuć go do ściany kajdankami i nie pozwolić mu wyjść, to byłoby głupie. Niedługo po tym gdy wyszedł przyszła moja przyjaciółka. Musiałem jej powiedzieć o wszystkim co mnie dręczyło, mnie i Mo.
- Cjocia ! - krzyknął Romek i podbiegł do niej
- Cześć kochanie, co tam u ciebie ? - wzięła go na ręce - dasz mi buziaka
- tjak, dla cjoci zawse - uśmiechnął się i zrobił to co miał zrobić
- hej Maja a ty co taka? - spojrzała na mnie
- Wer musimy pogadać.
- Jasne, czekaj. Romuś, mam dla ciebie taki duży samochodzik. Idź do pokojiku, pobawisz się chwilę.
- Dzjękuje - mały był szczęśliwy, od razu pobiegł do siebie
- no co jest?
- Moritz od samego rana miał jakieś dziwne przeczucie, że coś się stanie. Wera boję się o niego, nie chciałam żeby szedł na ten cholerny trening ale co ja poradzę
- nie martw się wszystko będzie dobrze, co takiego mogłoby się stać, tylko to, że mógłby zrobić sobie coś na treningu nic więcej. Będzie dobrze - uśmiechnęła się i chwyciła moją dłoń
- Jesteś kochana - przytuliłam się do niej
- i wzajemnie, a Leo się odzywał? jak tam jego babcia ?. Wszystko u nich dobrze?
- z babcią jest coraz gorzej obydwoje próbują pomóc tak mocno jak tylko mogą, ale tego nie da się już wyleczyć.
- biedni ...
♥ Moritz ♥
Klopp dał nam taki wycisk na treningu, masakra. Poszedłem do szatni, wykąpałem się, przebrałem. Chwilę jeszcze porozmawiałem z chłopakami. Lecz po piętnastu minutach postanowiłem wracać. Wyszedłem z stadionu i skierowałem się w stronę domu. Założyłem sobie słuchawki i włączyłem muzykę. Szedłem wsłuchując się w słowa piosenki " Maliny - niebieskie autostrady" była to polska piosenka, lecz działała na mnie jakoś inaczej. Chociaż że nie rozumiałem jej w pełni czułem ją w sercu. Miałem ją włączoną na cały dźwięk. Lecz usłyszałem pisk opon, nie zdążyłem się odwrócić jak jakieś audi wjechało we mnie. Odrzuciło mnie gdzieś na bok. Upadłem i momentalnie straciłem przytomność...
♥ Maja ♥
Rozmowę z przyjaciółką przerwał mi dźwięk mojego telefonu. Dzwonił nieznany numer. Moje ręce zaczęły drżeć. Poczułam czarne myśli w mojej głowie. Wzięłam go do reki i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Słucham?
- Czy mam przyjemność rozmawiać z panią Mają Leitner?
- tak przy telefonie, a w czym mogę pomóc?
- Nazywam się Jurgen Koffler, jestem lekarzem, pani mąż miał poważny wypadek. Mogła by pani przyjechać do szpitala? - do moich oczu szybko napływały łzy
- tak, już jadę. - powiedziałam i rozłączyłam się - Weronika, to przeczucie się spełniło, Moritz miał wypadek - zaczęłam płakać tak głośno, że mały przybiegł z pokoju
- Mamusju cio sie śtalo ? - spojrzał na mnie
- chodzi o tatusia, chodź maleńki musimy pojechać z mamą w pewne miejsce - powiedziała i pojechaliśmy
Weronika posadziła małego w siodełko i pojechałyśmy. Ja beczałam cały czas. Moja przyjaciółka jechała tak szybko jak tylko się dało. Po niecałych dwudziestu minutach byłyśmy na miejscu. Wera kazała mi pobiec już do środka, ona zajmie się Romanem. Wbiegłam jak poparzona do szpitala. Oczywiście na recepcji nie obyło się bez pytań kim pani jest?, ile ma pani lat? itp... Po co komu mój wiek?, dobra mniejsza z tym. Po jakiś pięciu minutach dowiedziałam się, że właśnie go operują. Weronika dołączyła do mnie po chwili.
- Co z nim ?
- Operują go. Wera boję się
- Wszystko będzie dobrze zobaczysz, ale jak to się stało?
- Lekarz mówił, że Moritz wracał do domu, gdy nagle jakieś pijane nastolatki wjechały w niego audi. Mieli dużą prędkość na liczniku.
- Matko.. co za ludzie - przytuliła Romka, który już zasypiał.
Usiadłam na krześle i czekałam. Weronika zrobiła tak samo, tylko, że trzymała na kolanach mojego synka, który już spał. Do szpitala przyjechał również Marco i Mario. Reus widząc małego postanowił wziąć go do siebie. My natomiast siedzieliśmy we trójkę i czekaliśmy na jakąkolwiek wiadomość. Tak mijały sekundy, minuty i godziny. Widząc zmęczenie na twarzach Mario i Werki kazałam im jechać do domu. Sama oparłam się o ścianę i usiadłam na podłodze. Schowałam twarz w dłonie i płakałam. Była już 5 nad ranem, i żadnej wiadomości od lekarzy, nagle podeszła do mnie jakaś starsza pielęgniarka.
- Dziecko ty jeszcze tu siedzisz. Jadłaś może coś? , spałaś chociaż trochę?
- Nie, cały czas czekam na jakąś wiadomość, już od sześciu godzin go operują
- Skarbie jedź do domu, prześpij się, zjedz coś. Twój synek teraz cię na pewno też potrzebuje. A obiecuję ci że wszystko z twoim ukochanym będzie dobrze. Będzie na ciebie czekał jak przyjedziesz ja się nim zajmę
- nie, nie mogę. Nie zostawię go
- Kochanie jedź i nie marudź, obiecuje ci.
- Dobrze, ale jak będzie jakakolwiek wiadomość od lekarza proszę dzwonić - powiedziałam
- Obiecuję. Masz moje słowo, a teraz jedź bo zaraz mi tu zemdlejesz jesteś taka blada.
Zamówiłam taksówkę i wróciłam do domu, nie zjadłam niczego, od razu położyłam się do łóżka, nawet się nie przebierałam. Wstałam około 13, zjadłam szybko śniadanie. Ubrałam się w to, włosy spięłam w niechlujnego koka i zamknęłam dom. Wsiadłam do wcześniej zamówionej taksówki i pojechałam do szpitala. Bałam się o mojego ukochanego. Wbiegłam do środka i tam znalazłam wcześniejszą pielęgniarkę.
- Dzień dobry skarbie, mam nadzieję, że odpoczęłaś i zjadłaś śniadanie?
- Dzień dobry, tak. Ale może mi pani powiedzieć co z Moritzem?
- Operacja się udała, do 10 był w śpiączce, ale teraz czeka na panią.
- Jejku dziękuje - przytuliłam ją
- Nie ma za co kochanie, a teraz leć do niego bo czeka za swoją ukochaną pokój 26 - uśmiechnęła się
- jeszcze raz dziękuje - ruszyłam
Szłam i jechałam wzrokiem po każdych drzwiach, w końcu znalazłam salę z tym właśnie numerem. Weszłam do środka, ujrzałam go prawie całego w bandażach Spał, cicho weszłam do środka i usiadłam na krzesełku obok jego łóżka, chwyciłam jego dłoń a po policzkach spłynęły mi łzy
- Nie płacz kochanie wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się nawet nie wiem kiedy się obudził
- Myślałam że śpisz?
- Spałem, ale wiedziałem że to ty, musiałem się obudzić. Maja ja...
- Moritz nawet nie wiesz jak się o ciebie bałam
- Maja przepraszam cię, nie chciałem żebyś teraz przeze mnie płakała kocham cię.
- Nie przepraszaj, to moja wina że wypuściłam cię z domu. Ja ciebie też kocham
- Nie, skarbie to moja wina. Gdzie Romek?
- Marco wziął go do siebie
- Okey, ale mam jedną prośbę do ciebie...
- Dla ciebie wszystko - uścisnęłam jego dłoń
- Dasz mi buziaka? - na jego twarzy pojawił się uśmiech, który kochałam.
- Jeszcze się pytasz, najchętniej bym w ogóle nie przestawała - zaśmiałam się i wpiłam swoje usta w jego.
Siedzieliśmy tak chwilę, aż do sali nie przyszli Mario z Weroniką. Siedzieliśmy tak cały dzień, później pojechałam do Reusa po Romka i wróciłam do domu...
____________________________________________________
I jak podoba wam się ? :d mi nawet nawet ^^ :D .
Sandro masz dziubaska od Marco którego ci obiecałam :D <3
Nowy rozdział również tutaj :d : http://lena-moritz-story.blogspot.com/
- Romuś co ci mówiłem - spojrzałem na niego
- zje nie wolnio skjakać po łóźku
- no więc właśnie, dlaczego mój mały brzdąc skacze?
- bio to faine - uśmiechnął się i usiadł mi na brzuchu
- nie wolno skakać bo zepsujesz nam łóżeczko i będziemy musieli spać u ciebie w pokoju, a tego chyba nie chcesz co ? - zaśmiałem się i zacząłem go łaskotać
- tata nie rjób, to łaśkoće. Nie tio jeśt mój pokojik! prafda mamo ?
- tak syneczku - uśmiechnęła się - to jak moje skarby co chcecie na śniadanie?
- naleśniki!!! - krzyknął Romuś
- no to jak sobie królewicz życzy - zaśmiała się i zeszła do kuchni.
- idziemy się ubrać szkrabie ? - spytałem
- ale ja chće bluźkę od wuja Malco tą z boruśi - zeskoczył z łóżka i czekał na mnie
- Okey, jak sobie życzysz - poczochrałem mu włosy
Poszedłem z małym do pokoju, wziąłem jego ciuchy z szafki i skierowaliśmy się do łazienki. Wykąpałem go, ubrałem i zeszliśmy na śniadanie. Majka już czekała na nas z posiłkiem. Zjedliśmy i posprzątałem. Romek pobiegł do swojego pokoju by się pobawić, ja natomiast siedziałem z Mają w salonie i oglądaliśmy film. Dziewczyna oczywiście zauważyła moje zaniepokojenie w oczach.
- Skarbie co jest, coś ci jest? - spojrzała mi w oczy
- mam przeczucie, że coś się dzisiaj stanie. Boję się o was, może pójdziecie ze mną na trening będę spokojniejszy?
- nie bój się, Weronika przychodzi dziś, będzie się nami opiekować. To ja się o ciebie powinnam martwić a nie odwrotnie.
- Ja jestem mężczyzną, ojcem i mężem więc ja powinienem chronić swoją rodzinę - uśmiechnąłem się - dobra ja lecę się spakować i spadam na trening - pocałowałem ją w czoło.
Jak powiedziałem tak zrobiłem. Przez to uczucie, które mnie męczyło postanowiłem iść na piechotę. Na stadion nie miałem daleko. Wszedłem do środka i skierowałem się do szatni...
♥ Majka ♥
Bardzo bałam się o Moritza, najchętniej nie chciałabym żeby wychodził z domu na ten głupi trening, ale co miałam zrobić. Przy kłuć go do ściany kajdankami i nie pozwolić mu wyjść, to byłoby głupie. Niedługo po tym gdy wyszedł przyszła moja przyjaciółka. Musiałem jej powiedzieć o wszystkim co mnie dręczyło, mnie i Mo.
- Cjocia ! - krzyknął Romek i podbiegł do niej
- Cześć kochanie, co tam u ciebie ? - wzięła go na ręce - dasz mi buziaka
- tjak, dla cjoci zawse - uśmiechnął się i zrobił to co miał zrobić
- hej Maja a ty co taka? - spojrzała na mnie
- Wer musimy pogadać.
- Jasne, czekaj. Romuś, mam dla ciebie taki duży samochodzik. Idź do pokojiku, pobawisz się chwilę.
- Dzjękuje - mały był szczęśliwy, od razu pobiegł do siebie
- no co jest?
- Moritz od samego rana miał jakieś dziwne przeczucie, że coś się stanie. Wera boję się o niego, nie chciałam żeby szedł na ten cholerny trening ale co ja poradzę
- nie martw się wszystko będzie dobrze, co takiego mogłoby się stać, tylko to, że mógłby zrobić sobie coś na treningu nic więcej. Będzie dobrze - uśmiechnęła się i chwyciła moją dłoń
- Jesteś kochana - przytuliłam się do niej
- i wzajemnie, a Leo się odzywał? jak tam jego babcia ?. Wszystko u nich dobrze?
- z babcią jest coraz gorzej obydwoje próbują pomóc tak mocno jak tylko mogą, ale tego nie da się już wyleczyć.
- biedni ...
♥ Moritz ♥
Klopp dał nam taki wycisk na treningu, masakra. Poszedłem do szatni, wykąpałem się, przebrałem. Chwilę jeszcze porozmawiałem z chłopakami. Lecz po piętnastu minutach postanowiłem wracać. Wyszedłem z stadionu i skierowałem się w stronę domu. Założyłem sobie słuchawki i włączyłem muzykę. Szedłem wsłuchując się w słowa piosenki " Maliny - niebieskie autostrady" była to polska piosenka, lecz działała na mnie jakoś inaczej. Chociaż że nie rozumiałem jej w pełni czułem ją w sercu. Miałem ją włączoną na cały dźwięk. Lecz usłyszałem pisk opon, nie zdążyłem się odwrócić jak jakieś audi wjechało we mnie. Odrzuciło mnie gdzieś na bok. Upadłem i momentalnie straciłem przytomność...
♥ Maja ♥
Rozmowę z przyjaciółką przerwał mi dźwięk mojego telefonu. Dzwonił nieznany numer. Moje ręce zaczęły drżeć. Poczułam czarne myśli w mojej głowie. Wzięłam go do reki i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Słucham?
- Czy mam przyjemność rozmawiać z panią Mają Leitner?
- tak przy telefonie, a w czym mogę pomóc?
- Nazywam się Jurgen Koffler, jestem lekarzem, pani mąż miał poważny wypadek. Mogła by pani przyjechać do szpitala? - do moich oczu szybko napływały łzy
- tak, już jadę. - powiedziałam i rozłączyłam się - Weronika, to przeczucie się spełniło, Moritz miał wypadek - zaczęłam płakać tak głośno, że mały przybiegł z pokoju
- Mamusju cio sie śtalo ? - spojrzał na mnie
- chodzi o tatusia, chodź maleńki musimy pojechać z mamą w pewne miejsce - powiedziała i pojechaliśmy
Weronika posadziła małego w siodełko i pojechałyśmy. Ja beczałam cały czas. Moja przyjaciółka jechała tak szybko jak tylko się dało. Po niecałych dwudziestu minutach byłyśmy na miejscu. Wera kazała mi pobiec już do środka, ona zajmie się Romanem. Wbiegłam jak poparzona do szpitala. Oczywiście na recepcji nie obyło się bez pytań kim pani jest?, ile ma pani lat? itp... Po co komu mój wiek?, dobra mniejsza z tym. Po jakiś pięciu minutach dowiedziałam się, że właśnie go operują. Weronika dołączyła do mnie po chwili.
- Co z nim ?
- Operują go. Wera boję się
- Wszystko będzie dobrze zobaczysz, ale jak to się stało?
- Lekarz mówił, że Moritz wracał do domu, gdy nagle jakieś pijane nastolatki wjechały w niego audi. Mieli dużą prędkość na liczniku.
- Matko.. co za ludzie - przytuliła Romka, który już zasypiał.
Usiadłam na krześle i czekałam. Weronika zrobiła tak samo, tylko, że trzymała na kolanach mojego synka, który już spał. Do szpitala przyjechał również Marco i Mario. Reus widząc małego postanowił wziąć go do siebie. My natomiast siedzieliśmy we trójkę i czekaliśmy na jakąkolwiek wiadomość. Tak mijały sekundy, minuty i godziny. Widząc zmęczenie na twarzach Mario i Werki kazałam im jechać do domu. Sama oparłam się o ścianę i usiadłam na podłodze. Schowałam twarz w dłonie i płakałam. Była już 5 nad ranem, i żadnej wiadomości od lekarzy, nagle podeszła do mnie jakaś starsza pielęgniarka.
- Dziecko ty jeszcze tu siedzisz. Jadłaś może coś? , spałaś chociaż trochę?
- Nie, cały czas czekam na jakąś wiadomość, już od sześciu godzin go operują
- Skarbie jedź do domu, prześpij się, zjedz coś. Twój synek teraz cię na pewno też potrzebuje. A obiecuję ci że wszystko z twoim ukochanym będzie dobrze. Będzie na ciebie czekał jak przyjedziesz ja się nim zajmę
- nie, nie mogę. Nie zostawię go
- Kochanie jedź i nie marudź, obiecuje ci.
- Dobrze, ale jak będzie jakakolwiek wiadomość od lekarza proszę dzwonić - powiedziałam
- Obiecuję. Masz moje słowo, a teraz jedź bo zaraz mi tu zemdlejesz jesteś taka blada.
Zamówiłam taksówkę i wróciłam do domu, nie zjadłam niczego, od razu położyłam się do łóżka, nawet się nie przebierałam. Wstałam około 13, zjadłam szybko śniadanie. Ubrałam się w to, włosy spięłam w niechlujnego koka i zamknęłam dom. Wsiadłam do wcześniej zamówionej taksówki i pojechałam do szpitala. Bałam się o mojego ukochanego. Wbiegłam do środka i tam znalazłam wcześniejszą pielęgniarkę.
- Dzień dobry skarbie, mam nadzieję, że odpoczęłaś i zjadłaś śniadanie?
- Dzień dobry, tak. Ale może mi pani powiedzieć co z Moritzem?
- Operacja się udała, do 10 był w śpiączce, ale teraz czeka na panią.
- Jejku dziękuje - przytuliłam ją
- Nie ma za co kochanie, a teraz leć do niego bo czeka za swoją ukochaną pokój 26 - uśmiechnęła się
- jeszcze raz dziękuje - ruszyłam
Szłam i jechałam wzrokiem po każdych drzwiach, w końcu znalazłam salę z tym właśnie numerem. Weszłam do środka, ujrzałam go prawie całego w bandażach Spał, cicho weszłam do środka i usiadłam na krzesełku obok jego łóżka, chwyciłam jego dłoń a po policzkach spłynęły mi łzy
- Nie płacz kochanie wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się nawet nie wiem kiedy się obudził
- Myślałam że śpisz?
- Spałem, ale wiedziałem że to ty, musiałem się obudzić. Maja ja...
- Moritz nawet nie wiesz jak się o ciebie bałam
- Maja przepraszam cię, nie chciałem żebyś teraz przeze mnie płakała kocham cię.
- Nie przepraszaj, to moja wina że wypuściłam cię z domu. Ja ciebie też kocham
- Nie, skarbie to moja wina. Gdzie Romek?
- Marco wziął go do siebie
- Okey, ale mam jedną prośbę do ciebie...
- Dla ciebie wszystko - uścisnęłam jego dłoń
- Dasz mi buziaka? - na jego twarzy pojawił się uśmiech, który kochałam.
- Jeszcze się pytasz, najchętniej bym w ogóle nie przestawała - zaśmiałam się i wpiłam swoje usta w jego.
Siedzieliśmy tak chwilę, aż do sali nie przyszli Mario z Weroniką. Siedzieliśmy tak cały dzień, później pojechałam do Reusa po Romka i wróciłam do domu...
____________________________________________________
I jak podoba wam się ? :d mi nawet nawet ^^ :D .
Sandro masz dziubaska od Marco którego ci obiecałam :D <3
Nowy rozdział również tutaj :d : http://lena-moritz-story.blogspot.com/
piątek, 3 maja 2013
Rozdział 17.
Czuła się przy nim tak wyróżniona i tak jedyna, jak przy nikim innym na świecie. ♥♥♥♥ ;3
__________________________________________
♥ 2 miesiące później ... ♥
Dziś był najważniejszy dzień w życiu mój jak i Moritza, i jeszcze ta wiadomość, że jestem w ciąży. Udało nam się za pierwszym razem, oboje byliśmy najszczęśliwsi na świecie. Dziewczyny pomogły mi się ubrać, przyjechała kosmetyczka, fryzjerka. Wszystko było już gotowe, pojechaliśmy do kościoła. Rodzice mojego narzeczonego, a jeszcze dziś męża płakali. Sama się wzruszyłam, jak składaliśmy sobie przysięgę. Teraz nigdy już go nie stracę. Cała byłam jego on cały był mój. Po ceremonii pojechaliśmy na salę. Mo wziął mnie na ręce i wniósł do środka. Wszyscy wznieśli toast za nas. Zjedliśmy obiad i poproszono nas na środek sali, byśmy zatańczyli pierwszy taniec. Zagrano nam naszą ulubioną piosenkę " Dear John - I Never Told You ". Wesele było bardzo udane, chłopcy z Borussii cały czas wyrywali mnie do tańca od mojego męża.
♥ 9 miesięcy później ... ♥
Mój brzuch wyglądał jak jakaś beczka. Nie znaliśmy płci dziecka, chcieliśmy mieć niespodziankę. W każdej chwili mogłam urodzić. Moritz był akurat na treningu, a ja siedziałam razem z Weroniką i plotkowałyśmy sobie przy lodach. Nagle poczułam mocny ból brzucha, wiedziałam że się zaczyna.
- Wera jedziemy do szpitala - powiedziałam pomału wstając
- Rodzisz? , chodź pomogę ci
Weszłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy. Chwilę później byłam już na sali porodowej, strasznie bolało. Ale w końcu ujrzałam moje maleństwo.
♥ Moritz ♥
Razem z Mają byliśmy szczęśliwym małżeństwem. Moja żona mogła w każdej chwili urodzić, więc przez cały trening miałem telefon przy sobie. Nagle poczułem wibrację, spojrzałem na wyświetlacz, była to Weronika...
- No siema, twoje dziecko tu na świat przychodzi, a ty sobie piłeczkę kopiesz - zaśmiała się
- Jejku, Majuś rodzi?. Już jadę - prawie co nie rozpłakałem się ze szczęścia, rozłączyłem się i skierowałem do trenera.
- TRENERZE!! JA JADĘ DO SZPITALA. MAJKA RODZI!! - krzyknąłem z uśmiechem
- Chłopaki jedziemy z tatusiem, musimy zobaczyć to cudo - zaśmiał się
Ruszyliśmy kilkoma samochodami do szpitala. Po niecałych dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Staliśmy przed salą porodową, nie mogłem się uspokoić, chodziłem z kąta w kąt. Nagle z sali wyszedł lekarz. Od razu się do mnie skierował.
- Pan jest ojcem dziecka?
- tak to ja
- to gratulacje, urodził się panu bardzo zdrowy synek. Żona dzielnie zniosła poród. Może pan do niej iść, pielęgniarki gdy tylko umyją dziecko przyniosą państwu - uścisnął mi dłoń i uśmiechnął się
- Dziękuje - z wielkim bananem na twarzy wszedłem na salę gdzie leżała Maja
Dziewczyna była blada, ale gdy tylko mnie zobaczyła na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Podszedłem do niej i przytuliłem dając namiętnego buziaka. Chłopcy weszli za mną. Teraz oczekiwaliśmy tylko małego Leitnera.
- No dalej gdzie ten słodziaczek - Mario nie mógł się doczekać
- Właśnie idzie - uśmiechnął się Klopp
Pielęgniarka podała Majce małego. Był prześliczny, taki drobniutki, malutki. Chwycił moją dłoń i próbował się uśmiechnąć, śmiesznie to wyglądało. Santana i Sahin nie mogli się skończyć śmiać, ponieważ Marco i Mario zaczęli płakać ze szczęścia.
- Jak go nazwiecie?
Spojrzałem na nią, ona spojrzała na mnie - Roman - powiedzieliśmy wspólnie - to dla niego
- Słodziutki.
Siedzieliśmy i przyglądaliśmy się małemu, który zasypiał...
________________________________________
Przepraszam, że tak napiszę ale on jest chujowy! -,- . :D Dziś nie mam weny ; x
czwartek, 2 maja 2013
Rozdział 16.
♥ Majka ♥
Całą noc przez sen zastanawiałam się nad naszym życiem. Podjęłam najlepszą i najważniejszą decyzję w moim życiu, nie chcę czekać. Chcę wyjść za Leitnera jak najwcześniej się da, chcę już teraz zajść w ciążę. Chcę wychowywać moje dzieci. Po prostu pragnę tego najbardziej na świecie, moje życie dla nich zmieni się jeszcze bardziej. Dziś powiem mu to, zrobię dla niego kolację romantyczną, lecz wcześniej sama załatwię datę ślubu. Zamówię salę oraz zrobię listę gości i wypiszę zamówienia. On tak i tak ma dużo na głowie a jeszcze jakby naszły mu sprawy ślubu było by jeszcze gorzej. Gdy tylko wstałam, od razu poszłam do łazienki wziąć prysznic, ubrałam się w to, zjadłam sobie kanapkę na szybko i wyszłam z domu, umówiłam się z Weroniką, która miała czekać na mnie w parku tam gdzie zawsze. Szłam z szerokim uśmiechem na twarzy. Moje życie nabrało sensu, i to jakiego?, najwspanialszego na całym świecie. Kto by pomyślał, że ja dziewczyna z domu dziecka, nieśmiała, czasami uparta, pozbawiona dzieciństwa, chociaż nie tak mocno ale jednak związała się z takim piłkarzem jak Moritz, gwiazda niemieckiej Bundesligi może kiedyś najlepszy piłkarz świata, chociaż dla mnie już taki jest. Teraz jakbym o tym pomyślała śmiałabym się sama z siebie, przecież takie bajki to tylko w erze. A jednak, czasem życie idzie inną drogą niż my tego chcemy, ale na prawdę warto. Warto chcieć podążać za nim, nie przejmować się innymi. Każdy popełnia błędy ale trzeba je wybaczać. On jest osobą, której nie powinnam nigdy, przenigdy stracić. Jest najważniejszą osobą w moim jakże szalonym życiu. Zawsze byłam zazdrosna o każdą fankę, którą przytulał, ponieważ przez tą sekundę one miały w ramionach cały mój świat. Czasami zastanawiam się jakby to było gdybym go nie spotkała, ale od razu zmieniam temat myśli, ponieważ wiem, że on mnie nigdy nie zostawi. Kocha mnie nad życie tak jak ja jego. W końcu doszłam do przyjaciółki, przywitałam się i ruszyłyśmy w stronę sklepu..
- To opowiadaj, gdzie idziemy? - spojrzała na mnie
- hmm to moja kochana dziś cały dzień spędzamy na mieście - uśmiechnęłam się
- tak, a to dlaczego?
- wiesz... dziś w nocy podjęłam bardzo ważną decyzję w moim życiu. Chcę jak najszybciej wyjść za Mo, chcę już wychować nasze dzieci. Pomimo wszystkiego a zwłaszcza tego że niedługo będę miała 21 lat dopiero. Jestem gotowa, pragnę tego. Chcę dziś kupić suknię, wynająć salę, zrobię listę gości, załatwię najszybszą datę i kupię zaproszenia - oznajmiłam z uśmiechem
- I zawsze cię za to podziwiałam, zawsze byłaś dojrzała, nie ważne ile miałaś lat.
- dla niego jestem w stanie zrobić wszystko
- i bardzo dobrze, to szczęście jest w was dziewczyno, i nikt nie ma prawa wam tego odebrać
- kochana jesteś - cmoknęłam ją w policzek - dzwonimy jeszcze po Angel
- okey.
Po godzinie byłyśmy już we trzy w salonie sukni ślubnych. Przez jakieś trzy godziny ją wybierałyśmy, aż w końcu sprzedawczyni przyniosła tą, która mi się od razu spodobała. Była piękna i zarazem skromna, była po prostu idealną sukienką dla mnie. Później poszłyśmy oglądać salę, którą poleciła nam Angela, nie była ona droga, ale jej wnętrze było prześliczne. Na koniec zostały nam tylko zaproszenia, z nimi uwinęłyśmy się szybko. Zrobiłam jeszcze zakupy na wieczór i wróciłam do domu, Moritz był u Leona, tak jak mówił. Przyrządziłam mięso i wsadziłam je do piekarnika aby się upiekło... Zaczęłam wypisywać zaproszenia, jeszcze dziś je miałam wysłać. Ślub miał się odbyć za dwa miesiące. Gdy skończyłam wzięłam wszystkie i zaniosłam na pocztę. Wróciłam i kontynuowałam kolację. Była już 20, wszytko już było gotowe Moritz jechał już do domu. Pobiegłam na górę i przebrałam się w wcześniej uszykowany strój. Gdy skończyłam się przebierać właśnie do domu wchodził Mo.
♥ Moritz ♥
Wszedłem do domu, zobaczyłem romantyczną kolację na stole, ze świeczkami. Od razu wiedziałem, że Majka ma coś ważnego do powiedzenia. Nagle ujrzałem ją, była pięknie ubrana. Przywitałem się z nią soczystym buziakiem. Usiedliśmy do stołu i zjedliśmy posiłek. Po nim, dziewczyna usiadła mi na kolanach i spojrzała w oczy. Kochałem jej paczadełki.
- Kocham cię - cmoknąłem jej usta
- Ja ciebie też i mam ci coś do powiedzenia.
- no to słucham
- Moritz, nie wiem czy będziesz na mnie zły czy nie ale ja tak dłużej nie mogę...
- czego nie możesz Majka ? - zmartwiłem się i przerwałem jej
- nie przerywaj głupku - zaśmiała się - nie mogę być twoją narzeczoną, chcę wziąć z tobą ślub, załatwiłam już wszystko. Datę, salę, suknię zaproszenia już wysłane. Misiu, ja chcę wychowywać nasze dzieci, chcę je mieć z tobą. Mieć je na rękach. Po prostu tego pragnę.
- Majka, Jezu kochanie, nawet nie wiem jak się cieszę. Na prawdę chcesz mieć ze mną dzieci?, właśnie teraz w tym momencie?
- właśnie tego pragnę, tak w ogóle to na co my czekamy - zaśmiała się i wpiła swoje usta w moje.
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni, zajęliśmy się sobą. Obydwoje tego pragnęliśmy byliśmy dla siebie stworzeni. Ona była moim ideałem, powietrzem wszystkim czego pragnąłem A jeszcze gdy powiedziała, że chce mieć dzieci. Nie wiedziałem co powiedzieć, byłem najszczęśliwszym chłopakiem na świecie...
Obudziłem się wtulony w nią. pocałowałem ją w głowę i uśmiechałem się sam do siebie. Nie mogłem znów w to uwierzyć, że niedługo może zostanę ojcem.
____________________________________________
Cud, normalnie cud podoba mi się :d jestem fajna haha :D a wy co sądzicie ? :P
Sandra paczaj co mam haha :D Pamiętny meczyk haha :p ^^
Całą noc przez sen zastanawiałam się nad naszym życiem. Podjęłam najlepszą i najważniejszą decyzję w moim życiu, nie chcę czekać. Chcę wyjść za Leitnera jak najwcześniej się da, chcę już teraz zajść w ciążę. Chcę wychowywać moje dzieci. Po prostu pragnę tego najbardziej na świecie, moje życie dla nich zmieni się jeszcze bardziej. Dziś powiem mu to, zrobię dla niego kolację romantyczną, lecz wcześniej sama załatwię datę ślubu. Zamówię salę oraz zrobię listę gości i wypiszę zamówienia. On tak i tak ma dużo na głowie a jeszcze jakby naszły mu sprawy ślubu było by jeszcze gorzej. Gdy tylko wstałam, od razu poszłam do łazienki wziąć prysznic, ubrałam się w to, zjadłam sobie kanapkę na szybko i wyszłam z domu, umówiłam się z Weroniką, która miała czekać na mnie w parku tam gdzie zawsze. Szłam z szerokim uśmiechem na twarzy. Moje życie nabrało sensu, i to jakiego?, najwspanialszego na całym świecie. Kto by pomyślał, że ja dziewczyna z domu dziecka, nieśmiała, czasami uparta, pozbawiona dzieciństwa, chociaż nie tak mocno ale jednak związała się z takim piłkarzem jak Moritz, gwiazda niemieckiej Bundesligi może kiedyś najlepszy piłkarz świata, chociaż dla mnie już taki jest. Teraz jakbym o tym pomyślała śmiałabym się sama z siebie, przecież takie bajki to tylko w erze. A jednak, czasem życie idzie inną drogą niż my tego chcemy, ale na prawdę warto. Warto chcieć podążać za nim, nie przejmować się innymi. Każdy popełnia błędy ale trzeba je wybaczać. On jest osobą, której nie powinnam nigdy, przenigdy stracić. Jest najważniejszą osobą w moim jakże szalonym życiu. Zawsze byłam zazdrosna o każdą fankę, którą przytulał, ponieważ przez tą sekundę one miały w ramionach cały mój świat. Czasami zastanawiam się jakby to było gdybym go nie spotkała, ale od razu zmieniam temat myśli, ponieważ wiem, że on mnie nigdy nie zostawi. Kocha mnie nad życie tak jak ja jego. W końcu doszłam do przyjaciółki, przywitałam się i ruszyłyśmy w stronę sklepu..
- To opowiadaj, gdzie idziemy? - spojrzała na mnie
- hmm to moja kochana dziś cały dzień spędzamy na mieście - uśmiechnęłam się
- tak, a to dlaczego?
- wiesz... dziś w nocy podjęłam bardzo ważną decyzję w moim życiu. Chcę jak najszybciej wyjść za Mo, chcę już wychować nasze dzieci. Pomimo wszystkiego a zwłaszcza tego że niedługo będę miała 21 lat dopiero. Jestem gotowa, pragnę tego. Chcę dziś kupić suknię, wynająć salę, zrobię listę gości, załatwię najszybszą datę i kupię zaproszenia - oznajmiłam z uśmiechem
- I zawsze cię za to podziwiałam, zawsze byłaś dojrzała, nie ważne ile miałaś lat.
- dla niego jestem w stanie zrobić wszystko
- i bardzo dobrze, to szczęście jest w was dziewczyno, i nikt nie ma prawa wam tego odebrać
- kochana jesteś - cmoknęłam ją w policzek - dzwonimy jeszcze po Angel
- okey.
Po godzinie byłyśmy już we trzy w salonie sukni ślubnych. Przez jakieś trzy godziny ją wybierałyśmy, aż w końcu sprzedawczyni przyniosła tą, która mi się od razu spodobała. Była piękna i zarazem skromna, była po prostu idealną sukienką dla mnie. Później poszłyśmy oglądać salę, którą poleciła nam Angela, nie była ona droga, ale jej wnętrze było prześliczne. Na koniec zostały nam tylko zaproszenia, z nimi uwinęłyśmy się szybko. Zrobiłam jeszcze zakupy na wieczór i wróciłam do domu, Moritz był u Leona, tak jak mówił. Przyrządziłam mięso i wsadziłam je do piekarnika aby się upiekło... Zaczęłam wypisywać zaproszenia, jeszcze dziś je miałam wysłać. Ślub miał się odbyć za dwa miesiące. Gdy skończyłam wzięłam wszystkie i zaniosłam na pocztę. Wróciłam i kontynuowałam kolację. Była już 20, wszytko już było gotowe Moritz jechał już do domu. Pobiegłam na górę i przebrałam się w wcześniej uszykowany strój. Gdy skończyłam się przebierać właśnie do domu wchodził Mo.
♥ Moritz ♥
Wszedłem do domu, zobaczyłem romantyczną kolację na stole, ze świeczkami. Od razu wiedziałem, że Majka ma coś ważnego do powiedzenia. Nagle ujrzałem ją, była pięknie ubrana. Przywitałem się z nią soczystym buziakiem. Usiedliśmy do stołu i zjedliśmy posiłek. Po nim, dziewczyna usiadła mi na kolanach i spojrzała w oczy. Kochałem jej paczadełki.
- Kocham cię - cmoknąłem jej usta
- Ja ciebie też i mam ci coś do powiedzenia.
- no to słucham
- Moritz, nie wiem czy będziesz na mnie zły czy nie ale ja tak dłużej nie mogę...
- czego nie możesz Majka ? - zmartwiłem się i przerwałem jej
- nie przerywaj głupku - zaśmiała się - nie mogę być twoją narzeczoną, chcę wziąć z tobą ślub, załatwiłam już wszystko. Datę, salę, suknię zaproszenia już wysłane. Misiu, ja chcę wychowywać nasze dzieci, chcę je mieć z tobą. Mieć je na rękach. Po prostu tego pragnę.
- Majka, Jezu kochanie, nawet nie wiem jak się cieszę. Na prawdę chcesz mieć ze mną dzieci?, właśnie teraz w tym momencie?
- właśnie tego pragnę, tak w ogóle to na co my czekamy - zaśmiała się i wpiła swoje usta w moje.
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni, zajęliśmy się sobą. Obydwoje tego pragnęliśmy byliśmy dla siebie stworzeni. Ona była moim ideałem, powietrzem wszystkim czego pragnąłem A jeszcze gdy powiedziała, że chce mieć dzieci. Nie wiedziałem co powiedzieć, byłem najszczęśliwszym chłopakiem na świecie...
Obudziłem się wtulony w nią. pocałowałem ją w głowę i uśmiechałem się sam do siebie. Nie mogłem znów w to uwierzyć, że niedługo może zostanę ojcem.
____________________________________________
Cud, normalnie cud podoba mi się :d jestem fajna haha :D a wy co sądzicie ? :P
Sandra paczaj co mam haha :D Pamiętny meczyk haha :p ^^
Subskrybuj:
Posty (Atom)