Z tygodnia na tydzień Romek rósł jak na drożdżach. Oboje już byli w domu, mogłem mieć ich pod stałą opieką. Byli dla mnie wszystkim, Roman uwielbiał wujka Mario i Marco, którzy cały wolny czas spędzali u nas na zabawie z nim. Nie przeszkadzało nam to, on był dzieckiem, oni byli dziećmi. Niestety Leo musiał wyjechać do rodziny razem z Angelą. Nie wiadomo było kiedy wrócą, jego babcia zachorowała na raka. I to najgorszego, chciał jakoś pomóc rodzinie. Nie widział swojego chrześniaka od chrzcin. Lecz były telefony, skype. Trzymali się nieźle, jak na taką wiadomość. Majka była bardzo szczęśliwa od kiedy mały przyszedł na świat, na jej twarzy cały czas gościł szeroki uśmiech. Byliśmy zgodni, do małego wstawaliśmy na zmianę. Obiad też czasem próbowałem ugotować. Dziś miałem złe przeczucie, od samego rana czułem, że coś się stanie. Bałem się o moją rodzinę. To uczucie nie dawało mi spokoju, miałem nadzieję, że prędzej czy później wróci normalne uczucie, lecz się myliłem. Obudził nas mały Romek, który wparował nam do pokoju i zaczął skakać po łóżku.
- Romuś co ci mówiłem - spojrzałem na niego
- zje nie wolnio skjakać po łóźku
- no więc właśnie, dlaczego mój mały brzdąc skacze?
- bio to faine - uśmiechnął się i usiadł mi na brzuchu
- nie wolno skakać bo zepsujesz nam łóżeczko i będziemy musieli spać u ciebie w pokoju, a tego chyba nie chcesz co ? - zaśmiałem się i zacząłem go łaskotać
- tata nie rjób, to łaśkoće. Nie tio jeśt mój pokojik! prafda mamo ?
- tak syneczku - uśmiechnęła się - to jak moje skarby co chcecie na śniadanie?
- naleśniki!!! - krzyknął Romuś
- no to jak sobie królewicz życzy - zaśmiała się i zeszła do kuchni.
- idziemy się ubrać szkrabie ? - spytałem
- ale ja chće bluźkę od wuja Malco tą z boruśi - zeskoczył z łóżka i czekał na mnie
- Okey, jak sobie życzysz - poczochrałem mu włosy
Poszedłem z małym do pokoju, wziąłem jego ciuchy z szafki i skierowaliśmy się do łazienki. Wykąpałem go, ubrałem i zeszliśmy na śniadanie. Majka już czekała na nas z posiłkiem. Zjedliśmy i posprzątałem. Romek pobiegł do swojego pokoju by się pobawić, ja natomiast siedziałem z Mają w salonie i oglądaliśmy film. Dziewczyna oczywiście zauważyła moje zaniepokojenie w oczach.
- Skarbie co jest, coś ci jest? - spojrzała mi w oczy
- mam przeczucie, że coś się dzisiaj stanie. Boję się o was, może pójdziecie ze mną na trening będę spokojniejszy?
- nie bój się, Weronika przychodzi dziś, będzie się nami opiekować. To ja się o ciebie powinnam martwić a nie odwrotnie.
- Ja jestem mężczyzną, ojcem i mężem więc ja powinienem chronić swoją rodzinę - uśmiechnąłem się - dobra ja lecę się spakować i spadam na trening - pocałowałem ją w czoło.
Jak powiedziałem tak zrobiłem. Przez to uczucie, które mnie męczyło postanowiłem iść na piechotę. Na stadion nie miałem daleko. Wszedłem do środka i skierowałem się do szatni...
♥ Majka ♥
Bardzo bałam się o Moritza, najchętniej nie chciałabym żeby wychodził z domu na ten głupi trening, ale co miałam zrobić. Przy kłuć go do ściany kajdankami i nie pozwolić mu wyjść, to byłoby głupie. Niedługo po tym gdy wyszedł przyszła moja przyjaciółka. Musiałem jej powiedzieć o wszystkim co mnie dręczyło, mnie i Mo.
- Cjocia ! - krzyknął Romek i podbiegł do niej
- Cześć kochanie, co tam u ciebie ? - wzięła go na ręce - dasz mi buziaka
- tjak, dla cjoci zawse - uśmiechnął się i zrobił to co miał zrobić
- hej Maja a ty co taka? - spojrzała na mnie
- Wer musimy pogadać.
- Jasne, czekaj. Romuś, mam dla ciebie taki duży samochodzik. Idź do pokojiku, pobawisz się chwilę.
- Dzjękuje - mały był szczęśliwy, od razu pobiegł do siebie
- no co jest?
- Moritz od samego rana miał jakieś dziwne przeczucie, że coś się stanie. Wera boję się o niego, nie chciałam żeby szedł na ten cholerny trening ale co ja poradzę
- nie martw się wszystko będzie dobrze, co takiego mogłoby się stać, tylko to, że mógłby zrobić sobie coś na treningu nic więcej. Będzie dobrze - uśmiechnęła się i chwyciła moją dłoń
- Jesteś kochana - przytuliłam się do niej
- i wzajemnie, a Leo się odzywał? jak tam jego babcia ?. Wszystko u nich dobrze?
- z babcią jest coraz gorzej obydwoje próbują pomóc tak mocno jak tylko mogą, ale tego nie da się już wyleczyć.
- biedni ...
♥ Moritz ♥
Klopp dał nam taki wycisk na treningu, masakra. Poszedłem do szatni, wykąpałem się, przebrałem. Chwilę jeszcze porozmawiałem z chłopakami. Lecz po piętnastu minutach postanowiłem wracać. Wyszedłem z stadionu i skierowałem się w stronę domu. Założyłem sobie słuchawki i włączyłem muzykę. Szedłem wsłuchując się w słowa piosenki " Maliny - niebieskie autostrady" była to polska piosenka, lecz działała na mnie jakoś inaczej. Chociaż że nie rozumiałem jej w pełni czułem ją w sercu. Miałem ją włączoną na cały dźwięk. Lecz usłyszałem pisk opon, nie zdążyłem się odwrócić jak jakieś audi wjechało we mnie. Odrzuciło mnie gdzieś na bok. Upadłem i momentalnie straciłem przytomność...
♥ Maja ♥
Rozmowę z przyjaciółką przerwał mi dźwięk mojego telefonu. Dzwonił nieznany numer. Moje ręce zaczęły drżeć. Poczułam czarne myśli w mojej głowie. Wzięłam go do reki i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Słucham?
- Czy mam przyjemność rozmawiać z panią Mają Leitner?
- tak przy telefonie, a w czym mogę pomóc?
- Nazywam się Jurgen Koffler, jestem lekarzem, pani mąż miał poważny wypadek. Mogła by pani przyjechać do szpitala? - do moich oczu szybko napływały łzy
- tak, już jadę. - powiedziałam i rozłączyłam się - Weronika, to przeczucie się spełniło, Moritz miał wypadek - zaczęłam płakać tak głośno, że mały przybiegł z pokoju
- Mamusju cio sie śtalo ? - spojrzał na mnie
- chodzi o tatusia, chodź maleńki musimy pojechać z mamą w pewne miejsce - powiedziała i pojechaliśmy
Weronika posadziła małego w siodełko i pojechałyśmy. Ja beczałam cały czas. Moja przyjaciółka jechała tak szybko jak tylko się dało. Po niecałych dwudziestu minutach byłyśmy na miejscu. Wera kazała mi pobiec już do środka, ona zajmie się Romanem. Wbiegłam jak poparzona do szpitala. Oczywiście na recepcji nie obyło się bez pytań kim pani jest?, ile ma pani lat? itp... Po co komu mój wiek?, dobra mniejsza z tym. Po jakiś pięciu minutach dowiedziałam się, że właśnie go operują. Weronika dołączyła do mnie po chwili.
- Co z nim ?
- Operują go. Wera boję się
- Wszystko będzie dobrze zobaczysz, ale jak to się stało?
- Lekarz mówił, że Moritz wracał do domu, gdy nagle jakieś pijane nastolatki wjechały w niego audi. Mieli dużą prędkość na liczniku.
- Matko.. co za ludzie - przytuliła Romka, który już zasypiał.
Usiadłam na krześle i czekałam. Weronika zrobiła tak samo, tylko, że trzymała na kolanach mojego synka, który już spał. Do szpitala przyjechał również Marco i Mario. Reus widząc małego postanowił wziąć go do siebie. My natomiast siedzieliśmy we trójkę i czekaliśmy na jakąkolwiek wiadomość. Tak mijały sekundy, minuty i godziny. Widząc zmęczenie na twarzach Mario i Werki kazałam im jechać do domu. Sama oparłam się o ścianę i usiadłam na podłodze. Schowałam twarz w dłonie i płakałam. Była już 5 nad ranem, i żadnej wiadomości od lekarzy, nagle podeszła do mnie jakaś starsza pielęgniarka.
- Dziecko ty jeszcze tu siedzisz. Jadłaś może coś? , spałaś chociaż trochę?
- Nie, cały czas czekam na jakąś wiadomość, już od sześciu godzin go operują
- Skarbie jedź do domu, prześpij się, zjedz coś. Twój synek teraz cię na pewno też potrzebuje. A obiecuję ci że wszystko z twoim ukochanym będzie dobrze. Będzie na ciebie czekał jak przyjedziesz ja się nim zajmę
- nie, nie mogę. Nie zostawię go
- Kochanie jedź i nie marudź, obiecuje ci.
- Dobrze, ale jak będzie jakakolwiek wiadomość od lekarza proszę dzwonić - powiedziałam
- Obiecuję. Masz moje słowo, a teraz jedź bo zaraz mi tu zemdlejesz jesteś taka blada.
Zamówiłam taksówkę i wróciłam do domu, nie zjadłam niczego, od razu położyłam się do łóżka, nawet się nie przebierałam. Wstałam około 13, zjadłam szybko śniadanie. Ubrałam się w to, włosy spięłam w niechlujnego koka i zamknęłam dom. Wsiadłam do wcześniej zamówionej taksówki i pojechałam do szpitala. Bałam się o mojego ukochanego. Wbiegłam do środka i tam znalazłam wcześniejszą pielęgniarkę.
- Dzień dobry skarbie, mam nadzieję, że odpoczęłaś i zjadłaś śniadanie?
- Dzień dobry, tak. Ale może mi pani powiedzieć co z Moritzem?
- Operacja się udała, do 10 był w śpiączce, ale teraz czeka na panią.
- Jejku dziękuje - przytuliłam ją
- Nie ma za co kochanie, a teraz leć do niego bo czeka za swoją ukochaną pokój 26 - uśmiechnęła się
- jeszcze raz dziękuje - ruszyłam
Szłam i jechałam wzrokiem po każdych drzwiach, w końcu znalazłam salę z tym właśnie numerem. Weszłam do środka, ujrzałam go prawie całego w bandażach Spał, cicho weszłam do środka i usiadłam na krzesełku obok jego łóżka, chwyciłam jego dłoń a po policzkach spłynęły mi łzy
- Nie płacz kochanie wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się nawet nie wiem kiedy się obudził
- Myślałam że śpisz?
- Spałem, ale wiedziałem że to ty, musiałem się obudzić. Maja ja...
- Moritz nawet nie wiesz jak się o ciebie bałam
- Maja przepraszam cię, nie chciałem żebyś teraz przeze mnie płakała kocham cię.
- Nie przepraszaj, to moja wina że wypuściłam cię z domu. Ja ciebie też kocham
- Nie, skarbie to moja wina. Gdzie Romek?
- Marco wziął go do siebie
- Okey, ale mam jedną prośbę do ciebie...
- Dla ciebie wszystko - uścisnęłam jego dłoń
- Dasz mi buziaka? - na jego twarzy pojawił się uśmiech, który kochałam.
- Jeszcze się pytasz, najchętniej bym w ogóle nie przestawała - zaśmiałam się i wpiłam swoje usta w jego.
Siedzieliśmy tak chwilę, aż do sali nie przyszli Mario z Weroniką. Siedzieliśmy tak cały dzień, później pojechałam do Reusa po Romka i wróciłam do domu...
____________________________________________________
I jak podoba wam się ? :d mi nawet nawet ^^ :D .
Sandro masz dziubaska od Marco którego ci obiecałam :D <3
Nowy rozdział również tutaj :d : http://lena-moritz-story.blogspot.com/
dziękować :D
OdpowiedzUsuńspoczi foczi bekso hahah :D♥
OdpowiedzUsuń